Czego się nie robi w imię nauki?! Poznański naukowiec, prof. Zbigniew Szmyt podczas badań prowadzonych w Mongolii zbierał dane naukowe w...klubie bokserskim, zlokalizowanym na targu mięsnym. Jego partnerami w badaniach była grupa mongolskich skinheadów.

Profesor Szmyt wyruszył do Mongolii, by zbadać jak na przestrzeni ostatniego wieku zmieniły się tam miasta i jak rozwój urbanistyki wpłynął na społeczeństwo. By znaleźć rozmówców zapisał się na boks na targu w Ułan Bator, a tam pojawiła się okazja do poszerzenia zakresu badań i przyjrzeniu się grupie mongolskich skinheadów.

Zawsze miałem problem z tym, żeby zapoznać nowych rozmówców do badań - mówi w rozmowie z RMF FM prof. Zbigniew Szmyt. Kończyło się to na kilku rozmowach przy kawie, krótkich wywiadach, a tu chciałem poznać kulturę z bliska. Dlatego też zapisałem się na boks i jak się okazało, rano w tym klubie, który mieścił się w podziemiach targu mięsnego w Ułan Bator, trenowali mongolscy skinheadzi - tłumaczy poznański naukowiec.

Profesor nie mógł wejść z nimi w interakcję na przykład na targu, ponieważ grupa nacjonalistów była agresywna wobec osób przyjeżdżających zza granicy. W ringu panowały jednak inne zasady i naukowiec mógł zbliżyć się do badanej grupy. Głowy zgolone na łyso, herb Mongolii wytatuowany na potylicach. Plus był taki, że nad wszystkim czuwał trener, dlatego nie bili zbyt mocno - mówi ze śmiechem naukowiec.

Badania na skinheadach były zupełnym przypadkiem, ponieważ głównym celem było sprawdzenie jak zmieniły się miasta i społeczeństwo Mongolii na przestrzeni minionego wieku. Jeszcze sto lat temu w większości były to ludy wędrujące.

Nawet kilkanaście razy w roku zmieniali miejsce zamieszkania. Zabierali ze sobą wszystkie namioty i szli od polany do polany. Tam gdzie bydło mogło zjeść i napić się wody. Dopiero kilkadziesiąt lat temu zaczęto budować tam miasta. Dzisiejsza stolica początkowo była położona sto kilometrów dalej - wyjaśnia Prof. Zbigniew Szmyt z Wydziału Antropologii i Kulturoznawstwa UAM.