Dziś poznamy wstępne wyniki sekcji zwłok 14-letniej Natalii, która zmarła w środę w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie. Wcześniej nastolatka kilka godzin spędziła siedząc koło sklepu w Andrychowie. Małopolska policja rozpoczęła z kolei kontrolę działań podjętych przez mundurowych z Andrychowa w sprawie zaginięcia 14-latki.


Wstępne wyniki sekcji zwłok poznamy z pewnością dzisiaj. Jednak - jak usłyszał reporter RMF FM Krzysztof Zasada - może to być za mało, żeby z całą pewnością stwierdzić, dlaczego 14-latka zmarła i konieczne będą badania histopatologiczne.

Wyjaśnione musi zostać, dlaczego nastolatka źle czuła się rano, gdy kontaktowała się z ojcem i czy miało to wpływ na jej zgon.

Błędna kwalifikacja?

Śledczy analizują też minuta po minucie działania funkcjonariuszy, którzy po zawiadomieniu przez ojca przystąpili do poszukiwań. Także policja wszczęła właśnie wewnętrzną kontrolę w tej sprawie.

Główny wątek, który ma wyjaśnić policyjne śledztwo dotyczy błędnej kwalifikacji zgłoszenia o zaginięciu dziecka. Policjant, który rozmawiał z ojcem nastolatki, przypisał jego zawiadomienie do kategorii tak zwanych "zaginięć opiekuńczych". One mają niski status w policyjnej hierarchii. W rzeczywistości to zgłoszenie powinno mieć najwyższy priorytet - z "zagrożeniem życia". Wtedy stosuje się inne procedury.

Rozmowa dyżurnego z ojcem dziewczynki trwała 45 minut. W tym czasie mężczyzna miał być bardzo zdenerwowany, co chwila odchodził i telefonicznie kontaktował się z członkami rodziny. Po odebraniu zgłoszenia ojciec przez kilkadziesiąt minut rozmawiał z dochodzeniowcem. Poszukiwania ruszyły dopiero koło południa.

Co stało się we wtorek w Andrychowie?

Z nieoficjalnych informacji reporterów RMF FM wynika, że 14-latka mieszkała z ojcem sama. To on we wtorek rano dał jej pieniądze na bilet do Kęt, gdzie uczyła się młoda dziewczyna.

Pierwszy niepokojący sygnał pojawił się po godzinie 8. Natalia zadzwoniła wówczas do ojca i powiedziała mu, że źle się czuje. Nie była jednak w stanie powiedzieć, gdzie się znajduje. Później ojciec próbował się jeszcze z nią skontaktować, ale 14-latka nie odbierała. Informacji o dziewczynie nie miała też szkoła, ani znajomi, do których dzwonił ojciec 14-latki.

Mężczyzna miał powiadomić policję o sytuacji po godzinie 10. Później miały też ruszyć poszukiwania dziewczyny. To jednak nie funkcjonariusze, a kolega ojca dziewczynki znalazł 14-latkę.

Dziewczyna siedziała na tyłach sklepu Aldi przy ulicy Krakowskiej, a nie - jak podawano wcześniej - przed sklepem, gdzie byłaby widoczna dla przechodniów. Kolega ojca 14-latki szybko przeniósł nastolatkę do środka sklepu. Tam wezwano pogotowie. Dziewczynę przewieziono do szpitala, gdzie w środę zmarła.

Temperatura ciała wynosiła 22 stopnie

Natalia trafiła do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie około godziny 18 we wtorek. Była w stanie bardzo głębokiej hipotermii, temperatura ciała wynosiła 22 stopnie - przekazała rzeczniczka szpitala Katarzyna Pokorna-Hryniszyn.

Jak zaznaczyła rzeczniczka placówki, na dziewczynkę czekał ponad dwudziestoosobowy zespół specjalistów przygotowanych do przeprowadzenia procedury ECMO. Wszystko odbyło się w rekordowym tempie, niestety to i tak już okazało się dla dziewczynki za późno - powiedziała Katarzyna Pokorna-Hryniszyn.

"Była ze mną na przystanku, myślałam, że idzie do domu, bo jej się bus spóźniał"

O tragedii w Andrychowie z mieszkańcami rozmawiała reporterka RMF FM Marlena Chudzio. Młoda dziewczyna w rozmowie z RMF FM powiedziała, że czuje się współwinna za całą sytuację. Jest ciężko. Najgorsze jest to, że widziałam ją około godziny 8. Była ze mną na przystanku, myślałam, że idzie do domu, bo jej się bus spóźniał. Czuję się troszeczkę przez to winna - mówiła.

Kobieta, z którą rozmawiała nasza reporterka opowiadała, że codziennie przechodzi w pobliżu miejsca, w którym doszło do tragedii. Ten chodnik jest trochę oddalony, ale to żadne usprawiedliwienie. Ktoś powinien to zauważyć - zaznaczyła.

Mieszkaniec Andrychowa stwierdził z kolei, że tragedia to wynik braku reakcji przechodniów. Mnie dziwi to, że nikt nie podszedł do tej dziewczyny, nie zapytał czy coś się dzieje. Tak to by dziewczyna żyła. Nie mam pojęcia czy ludzi już odkleiło. Nikt tego nie zauważył? Młoda, niewinna dziewczyna nie żyje, rodzina cierpi. Kto zostanie pociągnięty do odpowiedzialności? - pytał.