Na razie - wbrew zapowiedziom - nie będzie blokady dojazdu do przejścia granicznego w Medyce. Od dzisiaj zgodnie z pozwoleniami mogą je zablokować przewoźnicy i rolnicy.

Dzisiaj o godz. 14 mają się odbyć rozmowy online z przedstawicielami Komisji Europejskiej - powiedział dziennikarzowi RMF FM Krzysztofowi Kotowi Rafał Mekler jeden z organizatorów protestu przewoźników na przejściach granicznych. Wraz ze Słowakami i przedstawicielami innych zrzeszeń przewoźników z Węgier, Czech i Litwy chcemy dać kilka dni na działanie. To dobra wola przewoźników - dodaje Mekler.

Obecnie protesty trwają na przejściu w Hrebennem i Dorohusku w woj. lubelskim i w Korczowej na Podkarpaciu.

Jaka może być reakcja Komisji Europejskiej?

Jak informuje dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska Borginon, Komisja Europejska na pewno nie zgodzi się na przywrócenie zezwoleń dla ukraińskich przewoźników, czy przywrócenie kwot. Byłoby to niezgodne z umową liberalizującą drogowy przewóz towarów, która została zawarta ze względu na wojnę i obowiązuje do czerwca przyszłego roku.

Komisja popiera natomiast postulat polskich przewoźników, aby na przejściach granicznych stworzyć osobne pasy dla powracających z Ukrainy pustych ciężarówek. Namawia także do kontroli ukraińskich przewoźników, by nie dochodziło do nieuczciwej konkurencji.

Czas oczekiwania na odprawę to nawet 10 dni

Około 1,1 tys. tirów czeka dziś w 25-kilometrowej kolejce na wyjazd z kraju przez przejście w Dorohusku - wynika z danych policji. Czas oczekiwania na odprawę wynosi 250 godzin, tj. ponad 10 dni.

Ok. 600 tirów oczekuje natomiast w 150-godzinnej kolejce do przejścia w Hrebennem.

Protest przewoźników trwa od 6 listopada. Przewoźnicy postulują m.in. wprowadzenie zezwoleń komercyjnych dla firm ukraińskich na przewóz rzeczy, z wyłączeniem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla wojska ukraińskiego, zawieszenie licencji dla firm, które powstały po wybuchu wojny na Ukrainie i przeprowadzenie ich kontroli. Jest też postulat dotyczący likwidacji tzw. elektronicznej kolejki po stronie ukraińskiej.

Przewoźnicy o utracie rynków

Jeszcze w piątek przewoźnicy zapowiadali rozszerzenie od dzisiaj protestu właśnie o przejście graniczne w Medyce. Dodawali, że złożą też do KE wniosek o przywrócenie zezwoleń na transporty z Ukrainy w związku z pogarszającą się sytuacją polskiego sektora transportowego. Przewoźnicy napisali w nim m.in., że sektor transportowy ma 6 proc. udział w PKB Polski, zatrudnia ponad 1 mln osób, a branża do krajowego i samorządowego budżetu wpłaca 16 mld zł rocznie. Jako powód kryzysu wskazali umowę między Unią Europejska a Ukrainą, która m.in. zniosła zezwolenia na przewozy komercyjne z Ukrainy.

Mekler jako przykład tego, ile tracą polscy przewoźnicy, wskazał liczbę zezwoleń na przewozy, jakim wymieniano się z Ukrainą. Suma wszystkich zezwoleń sprzed wojny to około 360 tys. plus minus 20, bo Ukraina zawsze prosiła o więcej. To było dzielone po połowie między stronę polską i ukraińską. Liczba przewozów wykonanych, w połowie roku szacujemy na ponad 600 tys., teraz jest to około 1 mln, a polscy przewoźnicy partycypują w tym na poziomie może 5 proc. - ocenił Mekler.

Straciliśmy też rynki, które były dotychczas obsługiwane przez przewoźników polskich: Rosję, Kazachstan, Białoruś, Mongolię - dodał.

Stwierdził, że przewoźnicy oczekują, iż nie będą stać na granicy i uzyskają "symetryczny dostęp" do ukraińskiego rynku.

Ukraińscy przewoźnicy podatki mają minimalne, koszty pracy są na poziomie 100 dol., to jak mamy konkurować na takim rynku skoro nasze koszty są na poziomie 8-krotnie większym - powiedział Mekler.

Dodał, że na spotkaniu z ministrem infrastruktury przewoźnicy proponowali, by zezwolenia na przewóz podzielić w systemie 60 do 40 proc. na korzyść Ukrainy. My bierzemy 40 proc., oni biorą 60 proc. Ponadto chcemy, żeby z systemu limitów pozwoleń wyłączone były przewozy humanitarne i przewozy militarne. Już teraz blokując granice przepuszczamy takie przewozy - powiedział.

Mekler dodał, że system zezwoleń gwarantował to, że pomimo nierówności, dysproporcji gospodarczych, polscy przewoźnicy byli w stanie "chociaż 40 proc. tego tortu dostać dla siebie".