Trwają walki na Wyspie Węży, gdzie Rosja próbuje wzmocnić znajdujący się tam odsłonięty garnizon. Ta mała wysepka, słynna z pierwszych dni wojny, jest bardzo istotna – daje możliwość przygotowywania desantu w okolicy Odessy.

Trwają walki na wyspie Zmijinyj, znanej również jako Wyspa Węży.

Jak podaje brytyjskie ministerstwo obrony, umocnienie tam przez Rosję swojej pozycji pozwoliłoby jej zdominować północno-zachodnią część Morza Czarnego.

Brytyjski wywiad informuje, że Ukraina z powodzeniem zaatakowała za pomocą dronów Bayraktar rosyjską obronę przeciwlotniczą i statki zaopatrzeniowe.

"Rosyjskie statki zaopatrzeniowe mają minimalną ochronę w zachodniej części Morza Czarnego po tym, jak rosyjska marynarka wojenna wycofała się na Krym po utracie okrętu Moskwa. Obecne działania Rosji zmierzające do wzmocnienia jej sił na Wyspie Węży dają Ukrainie więcej możliwości starcia się z rosyjskimi wojskami i niszczenia sprzętu" - napisano w codziennej aktualizacji wywiadowczej.

Jeśli Rosjanom uda się wzmocnić swoją pozycję na Wyspie Węży, będą mogli cały czas nękać południo-zachodnią część Ukrainy, a przede wszystkim całkowicie odciąć ją od morza.

"To jest malutki skrawek lądu, ale gdybyśmy dziś założyli, że Rosjanie wbiją tam swoją flagę i uznają za swoje terytorium, i pociągnęli linię z Krymu przez Wyspę Węży do granicy z Rumunią, to może się okazać, że Ukraina zostanie całkowicie odcięta od dostępu do morza" - wyjaśniał w rozmowie z dziennikarzem RMF FM generał Tomasz Drewniak, były Inspektor Sił powietrznych, który przypomina, że Ukraina już straciła większość portów.

Zestrzelony helikopter, zatopione kutry

7 maja agencja Ukrinform poinformowała, że siły ukraińskie zatopiły u wybrzeża Wyspy Węży rosyjski kuter desantowy klasy Sierna.

Dzień później ukraińska armia opublikowała wideo, ukazujące eksplodujący w powietrzu nad Wyspą Węży śmigłowiec.

Wyspa Węży i słynne słowa jej obrońców: Rosyjski okręcie wojskowy: P... się!

24 lutego, w pierwszym dniu agresji Rosji na Ukrainę, rosyjska Flota Czarnomorska zaatakowała niewielką ukraińską Wyspę Węży na Morzu Czarnym, której broniło zaledwie kilkunastu strażników granicznych. Nagranie wymiany zdań pomiędzy atakującym okrętem a ukraińskimi żołnierzami opublikowano w internecie.

"Tu rosyjski okręt wojskowy, poddajcie się i złóżcie broń. W przeciwnym razie rozpoczniemy atak" - słychać na nagraniu. Odpowiedź pograniczników była zwięzła: "Rosyjski okręcie wojskowy: P... się!".

Początkowo władze Ukrainy poinformowały, że wszyscy obrońcy wyspy zginęli. Potem okazało się, że trafili do rosyjskiej niewoli. Po jakimś czasie ukraiński wojskowy, autor kultowych już słów Roman Hrybow odzyskał wolność podczas wymiany jeńców. Obrońców Wyspy Węży uhonorowano w połowie kwietnia na znaczkach pocztowych. 

Widać na nich na pierwszym planie ukraińskiego żołnierza z podniesionym środkowym palcem, w tle jest rosyjski krążownik Moskwa - ten sam, który pod koniec lutego brał udział w ataku na wyspę, a który zatonął po uderzeniu przez dwie ukraińskie rakiety typu Neptun.

Zatopienie krążownika Moskwa

Krążownik Moskwa był flagowym okrętem wojennym Putina i symbolem wojny Rosji z Ukrainą. 

13 kwietnia dwie ukraińskie rakiety typu Neptun uderzyły w niego na Morzu Czarnym. Kilka dni później flagowy okręt rosyjskiej floty zatonął. Na jego pokładzie było 510 marynarzy. Nie ma informacji, ilu z nich przeżyło. Wiadomo, że podczas wybuchu i pożaru na pokładzie Moskwy zginął między innymi kapitan jednostki Anton Kuprin, który brał udział w ataku na ukraińską Wyspę Węży 24 lutego.

Zatopienie Moskwy jest ogromną stratą dla rosyjskiej marynarki, choć do dziś władze Rosji utrzymują, że okręt zatonął na skutek pożaru, nie podając przy tym jego przyczyny.

Już kilka dni później prasa, między "The Times", podała, że to od Amerykanów Ukraińcy mieli otrzymać współrzędne krążownika. Brytyjski dziennik napisał, że 13 kwietnia niebo nad Morzem Czarnym patrolował Posejdon P8 - najnowszy typ amerykańskiego samolotu zwiadowczego. Według "The Times", jednostka wyleciała z bazy na Sycylii. W chwili ataku na Moskwę samolot znajdował się nad wodami terytorialnymi Rumunii. Sprzęt, jakim dysponują Amerykanie, pozwala im na zlokalizowanie okrętów znajdujących się w odległości nawet 100 mil morskich.