Okana Pokalczuk, szefowa ukraińskiego biura organizacji pozarządowej Amnesty International poinformowała, że odchodzi z pracy po publikacji przez centralę raportu, w którym skrytykowano ukraińską armię. Kijowska gałąź AI przekazała, że nie miała nic wspólnego ze sporządzaniem dokumentu.

Amnesty International opublikowała raport, w którym zarzuca ukraińskiemu wojsku łamanie prawa konfliktów zbrojnych, poprzez tworzenie baz wojskowych w pobliżu miejsc zamieszkiwanych przez cywilów. Publikację skrytykował prezydent Wołodymyr Zełenski. 

Pokalczuk zwróciła uwagę w swoim wpisie w mediach społecznościowych, że jej praca i starania "rozbiły się o ścianę biurokracji i głuchej bariery językowej".

Nie chodzi o język angielski, a o to, że jeśli nie mieszkasz w kraju, do którego wdarli się okupanci i rozrywają go na kawałki, to na pewno nie zrozumiesz, co to znaczy potępić armię obrońców. I nie ma słów w żadnym języku, które mogą to przekazać temu, kto nie odczuł tego bólu - podkreśliła.

Nawet jeszcze wczoraj miałam naiwną nadzieję, że będę mogła wszystko naprawić. Że przeprowadzimy nawet i 200 narad i wyjaśnimy, dotrzemy (do nich), przekażemy nasze zdanie. I ten tekst będzie usunięty, a zamiast niego pojawi się inny. Dzisiaj zdałam sobie sprawę, że do tego nie dojdzie - napisała Pokalczuk.

Raport, który organizacja wydała 4 sierpnia, musiał wysłuchać co najmniej dwie strony i uwzględnić stanowisko Ministerstwa Obrony Ukrainy. Jak zauważyliśmy, przedstawiciele Amnesty International ostatecznie zwrócili się do ministerstwa z prośbą o odpowiedź, ale dali bardzo mało czasu. W wyniku tego, choć niechętnie, organizacja stworzyła materiał, który brzmiał jak wsparcie rosyjskiej narracji. Dążąc do ochrony cywilów, to badanie stało się narzędziem rosyjskiej propagandy - podkreśliła.

Wcześniej szefowa ukraińskiego przedstawicielstwa AI oznajmiła, że jej biuro stanowczo odżegnuje się od raportu organizacji, w którym zarzuca się wojsku ukraińskiemu łamanie prawa konfliktów zbrojnych i działanie na szkodę ludności cywilnej.