​Rosjanie kontynuują ofensywę na wschodzie kraju. Najgłośniej jest o sytuacji w Mariupolu. Armia rosyjska kontroluje już większość miasta, Ukraińcy bronią się jeszcze na terenie zakładu Azowstal. W podziemnych bunkrach chronią się nie tylko żołnierze i bojownicy pułku Azow, ale także cywile. Zebraliśmy dla Was najważniejsze informacje 56. dnia rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Sytuacja na froncie, Azowstal "ostatnią twierdzą" w Mariupolu

Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy przekazał, że Rosjanie próbują kontynuować ofensywę w obwodach donieckim i ługańskim. Okupanci atakują Charków i przegrupowują wojska w kierunku Iziumia. Zintensyfikowano także użycie samolotów operacyjno-taktycznych, naloty są przeprowadzane systematycznie na cele wojskowe i cywilne.

Na kierunku donieckim i krymskim wojska rosyjskie prowadzą działania rozpoznawcze, przygotowując się do dalszych działań ofensywnych w kierunku miast Łyman i Słowiańsk. W obwodzie zaporoskim Rosja wznowiła ofensywę w kierunku wsi Temyriwka.

Najbardziej dramatyczna sytuacja jest w Mariupolu w obwodzie donieckim. Nadmorskie miasto, które obroniło się przed separatystami po buncie w 2014 roku, obecnie jest niemal w całości pod kontrolą wojsk rosyjskich. "Ostatnią twierdzą" pozostają tereny zakładów metalurgicznych Azowstal. Znajdują się tam rozległe podziemne bunkry, które zostały zbudowane tak, by wytrzymać uderzenie bomby jądrowej. Oprócz żołnierzy ukraińskiej piechoty morskiej, policjantów, strażników granicznych i bojowników pułku Azow pod fabryką ukrywają się także cywile. Tych ostatnich według prezydenta Wołodymyra Zełenskiego jest ok. tysiąca.

Według portalu Oryx, który zbiera informacje o stratach wojennych bazując na udostępnianych zdjęciach i filmach, od początku konfliktu Rosja straciła 2998 sztuk sprzętu wojskowego. Ukraina natomiast straciła 848 pojazdów. Analitycy podkreślają, że ponieważ zbierają informacje tylko z otwartych źródeł, rzeczywiste straty mogą być znacznie wyższe.

Korytarze humanitarne w Mariupolu nie zostały w pełni uruchomione

Dzisiaj uruchomione miały zostać korytarze humanitarne dla mieszkańców Mariupola. Planowano wywieźć 6 tys. osób, jednak wiele wskazuje, że ewakuacja była znacznie mniejsza. Wicepremier Ukrainy Iryna Wereszczuk powiedziała, że Rosjanom nie udało się doprowadzić do zawieszenia broni, "ponieważ nie kontrolują swoich sił zbrojnych".

Według wicepremier, Rosjanie nie byli w stanie zapewnić transportu ludzi do punktów zbiórek, gdzie mieszkańcy chcący się ewakuować mieli wsiadać do autobusów. Tylko niewielka część z nich była w stanie opuścić ostrzeliwane miasto.

Agencja Reutera, powołując się na anonimowe źródła, mówi o zaledwie kilkudziesięciu osobach wywiezionych z miasta. Separatyści z Donieckiej Republiki Ludowej mówią z kolei o "127 mieszkańcach Mariupola ewakuowanych z okolic zakładów Azowstal".

Wereszczuk zaznaczyła, że w czwartek wznowione zostaną próby ewakuacji mieszkańców Mariupola.

Problemy w negocjacjach ukraińsko-rosyjskich

Ukraińsko-rosyjskie negocjacje pokojowe wciąż pozostają zawieszone po tym, jak na jaw wyszły informacje o zbrodniach wojennych Rosjan na terenach obwodu kijowskiego. Dzisiaj jednak rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow powiedział, że Rosja przekazała stronie ukraińskiej projekt traktatu pokojowego, który zawiera "jasne, doprecyzowane sformułowania". Dodał, że teraz "piłka jest po stronie Ukrainy".

Członek zespołu negocjacyjnego ze strony ukraińskiego Mychajło Podoliak powiedział, że Kijów będzie analizował propozycję rosyjską. Później jednak prezydent Wołodymyr Zełenski stwierdził, że nie widział propozycji Moskwy i jest przekonany, że one w ogóle nie istnieją. Powiedział także, że "Pieskow gra sam ze sobą w piłkę", odnosząc się do słów rzecznika Putina.

Rzeczniczka rosyjskiej dyplomacji Maria Zacharowa stwierdziła, że negocjacje trwają, ale Kijów "odmawia okazania konstruktywnego podejścia" i "przeciąga proces negocjacyjny". Jeżeli reżim kijowski jest oddany swojemu publicznie wyrażonemu pragnieniu negocjacji, powinien zacząć szukać realistycznych opcji porozumienia - powiedziała.

Rodziny marynarzy z krążownika "Moskwa" nie wiedzą, co z ich bliskimi

Rodziny marynarzy z zatopionego krążownika "Moskwa" nie wiedzą, co się dzieje z ich bliskimi. W rozmowie z niezależnymi mediami narzekają, że marynarka nie chce udzielać informacji.

Dowódcy wszyscy mówią, że zaginął i nie mówią gdzie. Na morzu? Na lądzie? Nikt nie wyjaśnia sytuacji, nikt nie podaje liczby rannych i zaginionych - opowiada Tatiana, matka 19-letniego Nikity, który był na pokładzie okrętu.

Krążownik zatonął w zeszłym tygodniu. Strona ukraińska przekonuje, że okręt został trafiony dwoma pociskami Neptun. Rosjanie natomiast przekonują, że doszło do wybuchu amunicji na pokładzie, w wyniku czego pojawił się pożar, a sam okręt zatonął w wyniku sztormu.

Wciąż nie jest jasne, ile osób ucierpiało w wyniku incydentu. Według licznych źródeł na pokładzie "Moskwy" mogło być ponad 500 osób. Początkowo informowano, że uratowało się zaledwie kilkadziesiąt osób. Potem portal Meduza podał, że zginęło co najmniej 37 osób, a około 100 jest rannych. Liczba zaginionych nie jest znana. Marynarka rosyjska z kolei przekonuje, że wszystkich ewakuowano. Dziennikarze docierają jednak do członków rodzin, którzy potwierdzają zgony ich bliskich.

Eurodeputowani: Sankcje nie działają

"Sankcje nie działają, Rosja nie zbankrutowała. Nie udało jej się zmusić sankcjami do zaprzestania agresji na Ukrainę" - powiedział szef komisji Parlamentu Europejskiego do spraw polityki zagranicznej, niemiecki eurodeputowany z CDU David McAllister. W europarlamencie odbyła się debata na temat unijnych restrykcji nałożonych na Rosję.

Większość eurodeputowanych uważa, że trzeba wzmocnić sankcje. Według nich obecne nie działają i należy je zaostrzyć, np. wyłączając wszystkie rosyjskie banki z systemu SWIFT. Przekonują, że należy objąć restrykcjami wszystkie paliwa kopalne z Rosji, a więc także ropę i gaz.

Litewski eurodeputowany z Europejskiej Partii Ludowej Andrius Kubilius zauważył, że sankcje nie są respektowane przez wszystkie kraje unijne. Zaapelował, żeby zaprosić "prezydentów i kanclerzy" na rozmowy sugerując, że chodzi m.in. o Niemcy.

Przedstawiciel Komisji Europejskiej przekonywał, że sankcje działają, chociaż ich efekty można zauważyć dopiero po jakimś czasie. KE przygotowuje szósty już pakiet sankcji, które tym razem mają objąć import ropy z Rosji. Przedstawiciel KE powiedział jednak podczas debaty, że pakiet będzie omawiany dopiero na najbliższym szczycie unijnych przywódców. A ten planowany jest dopiero na ostatnie dni maja. 

Parafianowicz: Celem Putina jest zamęczenie Ukrainy

Celem Putina jest zamęczenie Ukrainy, to nie chodzi o budowanie państwa czy parapaństw - Putin nie było od roku 2014 roku ani Ługańsu, ani w Doniecku - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM pisarz, reportażysta i korespondent wojenny Zbigniew Parafianowicz.

Plan zdobycia Donbasu, czy też szeroko pojętego Przyazowia, czyli wybrzeża Morza Azowskiego, to jest plan minimum, to jest najbardziej zredukowany wariant interwencji na Ukrainie - mówił Parafianowicz. Rozmówca Tomasza Terlikowskiego zaznacza jednak, że to wcale nie oznacza, że akcja zakończy się rosyjskim sukcesem.

Rosjanie od końca lutego nie są w stanie przeprowadzić referendum w Chersoniu, aby powołać kolejną, separatystyczną republikę na południu Ukrainy. To pokazuje skalę porażki Rosjan na Ukrainie. Oni nie są w stanie zwerbować odpowiedniej liczby kolaborantów do tego, żeby tworzyć nawet władze miejskie na południu czy na wschodzie Ukrainy, które mogłyby współpracować z Rosjanami. Drukują te biuletyny do referendów, które mają ogłaszać kolejne republiki separatystyczne - zaporoską i chersońską, o których marzą, żeby dołączyły do ligi parapaństw, tak jak Doniecka czy Ługańska Republika Ludowa, ale to ciągle jest tylko jakiś plan, marzenie, projekcja - opowiadał Parafianowicz.

Koszty okupowania tego terytorium czy też koszty zdobycia tzw. "Noworosji" mogą po prostu okazać się zbyt duże dla Putina. On już w 2014 roku miał problem ze zdobyciem południa i wschodu Ukrainy, a to był czas po rewolucji, czas w którym Ukraina, jako państwo, nie istniała i nie miała struktur państwowych oraz armii. W tej chwili jest państwem, które ma armię ostrzelaną na Donbasie po 8 latach stałej wojny. Nie ma brygady na Ukrainie wojskowej, która by nie była na rotacji i nie znałaby logiki prowadzenia tej wojny - mówił gość RMF FM.