Najtrudniejsze były chyba pytania o przepisy dotyczące kar - tak Adam Małysz komentował egzamin na rajdową licencję kierowcy cross-country, który właśnie zdał. Egzamin był teoretyczny i odbył się w siedzibie Polskiego Związku Motorowego. Na rozwiązanie testu Małysz miał 40 minut. Później omówił wyniki z egzaminatorami.

Pytania na egzaminie był łatwe?

Adam Małysz: Pytania nie były łatwe. Wiele było takich, w których wydawało się, że parę odpowiedzi jest prawidłowych. A w zasadzie tylko w jednym pytaniu było kilka poprawnych odpowiedzi. Ale z moim pilotem, Rafałem Martonem studiowaliśmy przepisy dosyć mocno. Rafał jest obeznany w przepisach tak, że nie było tak źle. Choć parę błędów zrobiłem.

Długo się pan przygotowywał do tego egzaminu?

Sporo. Trochę to trwało zanim przeczytałem wszystkie przepisy. Stres też był. Co innego zdawać egzaminy teoretyczne, a co innego praktyczne.

Które pytania sprawiły największą trudność?

Nie pamiętam, które było najtrudniejsze. Ale chyba to dotyczące kar. Odpowiedzi były bardzo rozbieżne, jak się okazało po analizie z komisją. Ale na pewno warto jeszcze raz przeczytać te przepisy, żeby jakichś błędów nie popełnić. To też jest potrzebne, żeby później dochodzić swoich praw. Jeśli coś się stanie, to człowiek wie, jak ma postępować.

Jakie uczucie po zdobyciu tego najważniejszego dokumentu?

Bardzo dobre, tym bardziej, że gdzieś tam do mnie słuchy dochodziły, że to już moja kolejna próba, że wcześniej parę razy nie zdałem. Sam byłem zaskoczony takimi tekstami, gdzieś tam do mnie docierały cały czas. Nie - to jest moje pierwsze podejście i cieszę się, że się udało.

Czyli co? Oddech i do Dakaru?

Po drodze pewnie parę startów będzie - do Dakaru trzeba się dobrze przygotować. Tutaj na pewno doświadczenie robi bardzo dużo. Rafał Marton jest pilotem, który był siedem razy w Dakarze, wielokrotnie występował w zawodach takiej rangi i on te przepisy wręcz na pamięć zna, więc pod tym względem jest mi łatwiej, ale doskonale wiem o tym, że nowicjuszowi zawsze jest trudno i dużo czasu trzeba, żeby nabrać tego doświadczenia. A w tym sporcie doświadczenie jednak jest bardzo potrzebne.

Trudniej było dostać licencję skoczka czy licencję rajdowca?

Ja nie pamiętam, czy ja w ogóle robiłem licencję skoczka, czy jest taka. To jest tylko badanie lekarskie i klub wyrabia licencję, ale na pewno nie ma wiedzy teoretycznej.

Jakie są pana najbliższe plany startowe? Wiemy, że za dwa tygodnie wybieracie się na Węgry, a co później?

Później w planie na pewno jest rekord szybkości w Żaganiu, a w październiku Egipt i Morocco Challenge. Później w listopadzie oddajemy samochody na prom, żeby popłynęły na Dakar i to już jest taki ostatni gwizdek, żeby jeszcze kondycyjnie się bardziej przygotować.

Ostatnio trenowałeś na pustyni spotkania z wydmami i piaskiem. Jakie wrażenia?

Powiem szczerze, że to był szok. Było prawie 50 stopni. Kiedy człowiek stoi na dole, to dopiero widzi, jaki to jest ogrom. Wydaje się, że to jest wręcz niemożliwe, że można po czymś takim jeździć. Dopiero kiedy instruktor zaczął się tam wspinać, to uświadomiłem sobie, że da się to jednak zrobić.

Jak trenowałeś, to po prostu pokonywałeś wydmy?

Instruktor jeździł toyotą land cruiser, my mieliśmy drugą wypożyczoną od niego i jeździliśmy za nim. Podglądaliśmy jak on wykonuje różne manewry, podjazdy, zjazdy, przewieszenia, wykopania się z tego piasku... Ja jestem strasznie zadowolony, bo coraz lepiej mi idzie, doświadczenie bardzo dużo daje. Im więcej jeżdżę, patrzę, podglądam, tym lepiej. Parę razy się zakopaliśmy, rękami trzeba było kopać, no to było ciężko, bo nawet po wykopaniu pół metra piasku, on ciągle był gorący. Temperatura była przerażająca. Ale to jest również element treningu przed tym, co nas czeka na Dakarze. Trening czyni mistrza, a doświadczenie bardzo przydaje się w tym sporcie.

źródło: RMF Caroline Team