Argentyńska drużyna świętująca zdobycie Pucharu Świata na mundialu w Katarze była fetowana w stolicy kraju Buenos Aires przez rozentuzjazmowany czteromilionowy tłum tak natarczywie, że Lionel Messi i koledzy z zespołu musieli przesiąść się z autokaru z odkrytym dachem do helikoptera.

Lokalne media oszacowały liczbę osób zgromadzonych na ulicach stolicy na cztery miliony. Służbom porządkowym nie udało się zapewnić przejazdu Albicelestes autokarem z odkrytym dachem do "El Obelisco" na Placu Republiki.

Mistrzowie świata przelatują trasę w helikopterach, bo niemożliwa stała się dalsza podróż lądowa ze względu na eksplozję radości mieszkańców. Świętujmy dalej w atmosferze pokoju, pokażmy im nasz podziw i naszą miłość - napisała na Twitterze rzeczniczka prezydenta Gabriela Cerruti.

Drużyna narodowa przyleciała do Buenos Aires we wtorek w środku nocy i już o godz. 3 nad ranem na lotnisku Ezeiza powitały ją tysiące osób z flagami, transparentami i racami. W kolejnych godzinach miliony kibiców wyszły na ulice i oczekiwały na swoich idoli na trasie do położonego w centrum stolicy kraju obelisku.

Piłkarze, po spędzeniu kilku godzin w obiektach Argentyńskiego Związku Piłki Nożnej (AFA) w pobliżu lotniska, odjechali do centrum miasta otwartym autobusem z napisem "Mistrzowie Świata" i trzema gwiazdkami oznaczającymi mistrzowskie trofea. W końcu jednak zostali zatrzymani przez tłum.

Nie możemy pozdrowić wszystkich ludzi, którzy zgromadzili się przy "Obelisco". Agenci bezpieczeństwa, którzy nas eskortowali, nie pozwalają nam jechać dalej. Ogromne przeprosiny w imieniu wszystkich mistrzów - napisał na Twitterze prezes AFA Chiqui Tapia.

Zwycięstwo w niedzielnym finale nad Francją (3:3 po dogrywce, 4-2 w karnych) dało Argentynie mistrzostwo świata pierwszy raz od czasu, gdy Diego Maradona podniósł trofeum w 1986 roku i po raz trzeci w historii. Rząd ustanowił wtorek świętem narodowym, aby umożliwić fetowanie sukcesu.

Podczas fiesty śmierć poniósł jeden z kibiców, któremu argentyńska flaga owinęła się wokół szyi