Czarne skrzynki polskiego samolotu prezydenckiego Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, nie zarejestrowały jakichkolwiek usterek w funkcjonowaniu urządzeń pokładowych - poinformowała w piątek szefowa Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) Tatiana Anodina. To właśnie komisja techniczna MAK bada okoliczności katastrofy, w której zginęło 96 osób.

Anodina przekazała, że analiza czarnych skrzynek i fragmentów rozbitej maszyny, które udało się znaleźć na miejscu wypadku, wykazała, iż silniki samolotu były sprawne do momentu zderzenia samolotu z przeszkodą, a także to, iż na pokładzie nie doszło do pożaru bądź wybuchu. Usterek w funkcjonowaniu urządzeń pokładowych nie stwierdzono - podkreśliła.

Szefowa MAK poinformowała również, że na ochraniany plac przy lotnisku w Smoleńsku przewieziono wszystkie fragmenty samolotu, które zachowały się po katastrofie. Eksperci układają kontury maszyny w realnej skali. Pozwoli to określić trajektorię lotu, co jest bardzo ważne dla dalszych czynności - dodała.

Anodina potwierdziła też, że prezydencki Tu-154M podjął tylko jedną próbę lądowania. Wcześniej informowała ponadto, że samolot zahaczył o drzewo kilometr przed pasem startowym lotniska w Smoleńsku. Ustalono, że miejsce pierwszego zetknięcia maszyny z drzewami znajduje się w odległości 1050 metrów od początku pasa startowego, 40-45 metrów na lewo od jego osi - podała. Po 200 metrach samolot lewym skrzydłem uderzył w kolejne drzewo, po czym ostro skręcił w lewo i odwrócił się. Podstawowe fragmenty maszyny leżały w odległości 350-500 metrów od początku pasa startowego, 150 metrów na lewo od jego osi.

Na www.rmf24.pl i www.interia.pl zostaną przeprowadzone transmisje wideo i audio uroczystości żałobnych w Warszawie i Krakowie. Początek w sobotę o godzinie 12.