Opóźnienie publikacji raportu komisji badającej tragedię smoleńską nie ma nic wspólnego z obchodami rocznicowymi - zarzeka się szef komisji Jerzy Miller. Opozycja zarzucała mu, że celowo zwleka z zakończeniem pracy, by nastąpiło to w okolicach 10 kwietnia.

Sześciotygodniowa zwłoka - jak podano wczoraj - jest wynikiem zagadkowej usterki tupolewa. Maszynę, bliźniaczą do tej spod Smoleńska, przeznaczono do eksperymentu. W związku z awarią trzeba go było jednak odsunąć w czasie.

Minister każe nam wierzyć w czyste intencje swoje i swojej komisji. Badanie jest w rękach ludzi, którym zależy na prawdzie. Jeżeli ktoś potrafi wykonać te badania bez samolotu, to będziemy wdzięczni za wykonanie tego - mówi Miller.

O tym, że za zwłoką nie kryje się nic innego niż usterka techniczna ma też świadczyć fakt, że to dowódca Sił Powietrznych zdecydował, że tupolew nie nadaje się do eksperymentu. Ja się nie znam na technice lotniczej na tyle, abym był weryfikatorem jak głęboki jest wpływ tej usterki na eksperyment, który chcemy przeprowadzić - podkreśla minister.

Wstrzymanie eksperymentu nie blokuje innych prac komisji, która, jak ujawnił Miller, zamknęła właśnie wątek pogody w momencie katastrofy, ale nadal bada szkolenia w 36. specpułku.

Wciąż nie wiadomo, kiedy raport będzie mógł być ujawniony. Z powodu usterki ma to być odroczone o ok. 6 tygodni, w stosunku do wcześniej zapowiadanego terminu końca lutego.