Turecka policja musiała użyć gazu łzawiącego i armatek wodnych, gdy tłum demonstrantów usiłował wedrzeć się na teren bazy lotniczej Incirlik, gdzie stacjonują także amerykańscy żołnierze. Setki propalestyńskich protestujących próbowały sforsować ogrodzenie. USA nie skomentowały jeszcze sytuacji.

Protest zbiegł się z wizytą sekretarza stanu Antonego Blinkena, który pojawił się w Ankarze, by rozmawiać z władzami Turcji o sytuacji w Gazie.

Baza Incirlik w Adanie jest własnością Turcji, ale jest wykorzystywana przez Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych oraz lotnictwo Wielkiej Brytanii, zapewniając im strategiczny dostęp do dużych części Bliskiego Wschodu. Demonstrację zorganizowano tuż pod jej bramami.

Odpowiedzialna za protesty jest Islamska Fundacja Pomocy (IHH) - konserwatywna turecka organizacja pozarządowa zrzeszająca muzułmanów.

Tłum demonstrantów, protestujących przeciwko interwencji Izraela w Strefie Gazy, ruszył na barykady i starł się z policją. Propalestyńscy demonstranci rzucali w stronę służb plastikowymi krzesełkami i kamieniami. Siły porządkowe odpowiedziały gazem łzawiącym i armatkami wodnymi.

Prezydent IHH wezwał demonstrujących do powstrzymania się od przemocy. "Nasz gniew jest wielki i ciężko go powstrzymać. Turcja jednak robi co może" - przekazał Bulent Yildrim.

Turcja, otwarcie skrytykowała Izrael, oskarżając go o pogłębianie kryzysu humanitarnego w Gazie. Ankara opowiada się za utworzeniem dwóch państw, w tym palestyńskiego. Jednocześnie, Turcja przyjmuje przedstawicieli palestyńskiej grupy Hamas uznanej przez Zachód za terrorystyczną. Od początku wojny w Izraelu, na terenie całej Turcji wybuchły protesty.