”Po medalu Dawida Kubackiego zrobiło się trochę luźniej, ale pozostaje też niedosyt. Myślałem, że to mocniej ruszy” – mówi trener kadry skoczków narciarskich Michal Doleżal i dodaje, że bardzo liczył na olimpijskie podium Kamila Stocha: „Bardzo zasłużył. Mały błąd, spóźnienie na progu. To okazało się kosztowne”.

Patryk Serwański: Presja związana ze słabymi wynikami kadry w tym sezonie narastała od dłuższego czasu i z pewnością pan też ją odczuwał. Po medalu Dawida Kubackiego poczuł pan choć odrobinę więcej spokoju?


Michal Doleżal: Tak. Po medalu zrobiło się trochę luźniej, ale pozostaje też niedosyt. Myślałem, że to mocniej ruszy. Medal wywalczył Dawid, ale przed konkursem na małej skoczni to Piotrek wydawał się faworytem. Kamil też oddawał dobre skoki. Był trzeci po pierwszej serii. Cała trójka była w grze o medale. Przejście na dużą skocznię okazało się trochę trudne. Nie spodziewałem się tego. Więcej oczekiwałem od Piotrka. U Dawida pojawił się z niczego problem w pozycji dojazdowej. Z dnia na dzień się popsuło. Kombinowaliśmy. Na imitacjach wszystko było jasne, ale na skoczni nie zadziałało. Bardzo żałuję, że Kamil nie zdobył na dużej skoczni medalu. Bardzo zasłużył. Mały błąd, spóźnienie na progu. To okazało się kosztowne.

Te ostatnie tygodnie: nieudany Turniej Czterech Skoczni, słabe wyniki, kontuzja Kamila Stocha, koronawirus. Musiał pan zebrać mnóstwo trenerskiego doświadczenia w tym czasie.

Nie tylko w ostatnich tygodniach, ale od początku sezonu. Nikt nie chciał, żeby tak to się układało, ale prawda jest taka, że właśnie w takim sezonie trener może się nauczyć i dowiedzieć najwięcej. W końcu udało nam się świetnie przygotować do igrzysk. Od zgrupowania w Zakopanem wiedzieliśmy, że poziom sportowy jest bardzo dobry. W Willingen już pokazaliśmy dobre skoki, choć tam były inne problemy. Tu od treningów na małej skoczni było widać, że jesteśmy w czołówce.

Umie pan już wskazać błędy, które zaważyły na tym co dzieje się w tym sezonie, bo mimo olimpijskiego medalu doświadczaliśmy głównie rozczarowań?

Trzymałem to w sobie, ale może teraz powiem tak trochę systemowo. Wszyscy wiedzą, że w pierwszym roku, gdy połączyliśmy grupy w reprezentacji, to efekt był niesamowity. Staraliśmy działać dalej w ten sposób, ale muszę przyznać rację trenerowi Grzegorzowi Sobczykowi - przez to, że chcieliśmy podciągnąć młodszych zawodników to trochę straciliśmy tych trzech najlepszych. Teraz jestem pewny, że tak było. Nie twierdzę, że ktoś robił coś niewłaściwie, ale zawodnicy dostawali dużo różnych informacji od wielu trenerów i to wszystko stało się problemem.


Opracowanie: