Za mną długa podróż na igrzyska olimpijskie. Szczęśliwie i bez większych komplikacji dotarłem jednak do Zhangjiakou. I już po kilkudziesięciu godzinach wiem, że igrzyskowa rzeczywistość nie będzie łatwa.

Przyznam, że najbardziej męczącym i nużącym fragmentem podróży nie był wcale wielogodzinny lot z Europy do Pekinu, ale podróż autobusem z chińskiej stolicy do Zhangjiakou. Około 200-kilometrową odległość pokonałem w ponad cztery godziny, co biorąc pod uwagę jazdę pustą autostradą trudno uznać za wynik satysfakcjonujący.

Do tego monotonny w kolorystyce krajobraz po długim locie powodował, że można było rzeczywiście poczuć się jak w innej rzeczywistości. Szczególnie, że na lotnisku stykaliśmy się jedynie z osobami ubranymi od stóp do głów w covidowe kombinezony. Będzie to lekkie przejaskrawienie, ale można było odnieść wrażenie, że trafiliśmy do wielkiej międzyplanetarnej stacji przesiadkowej albo do gigantycznego szpitala zakaźnego.

Jedno jest pewne: do wielu rzeczy trzeba będzie tu przywyknąć i pogodzić się z panującymi procedurami i chińską obyczajowością. Z powolnością działania i wszechobecnymi elektronicznymi tłumaczami. Bez tych urządzeń kontakt z wolontariuszami czy innymi osobami byłby tu niemożliwy.

Ale może w niektórych kwestia będzie lepiej? Spotkany rano w windzie hotelu Kanadyjczyk ucieszył się, że mnie zobaczył. Jak powiedział przez kilka dni w budynku mieszkała tylko grupa osób właśnie z tego kraju. Dopiero teraz, gdy wzrosła frekwencja, włączono w pokojach ogrzewanie.

Ja także po dotarciu na miejscu wszedłem do wychłodzonego pokoju. Obiecano, że wieczorem będzie czekał na mnie piecyk... nie czekał, ale na szczęście zrobiło się cieplej. Może więc i inne sprawy uda się dopracować?

Kluczem do poruszania się po igrzyskach jest transport, a ten nie działa zbyt dobrze. Dziwnie skonstruowane rozkłady jazdy powodują na przykład, że autobus toczy się po pustej drodze 10 km/h, bo w przeciwnym razie na miejsce dotrze za wcześnie, a tego system nie przewiduje. Trzeba zatem się wlec, choć wydawałoby się, że lepiej urealnić rozkład jazdy.

W samym Zhajgjiakou działa kilkanaście linii autobusowych. To tu rozegrane będą skoki narciarskie, biegi narciarskie, biathlon, snowboard czy kombinacja norweska. Działa tu także wioska olimpijska dla części sportowców. Mamy też dworzec, z którego możemy dojechać do dwóch innych olimpijskich stref. A te rozrzucone są po dużym obszarze.

Wszystko to połączone z ograniczeniami covidowymi powoduje, że te igrzyska mogą niekiedy także dla akredytowanych dziennikarzy okazać się igrzyskami telewizyjnymi. Po prostu nie da się wszędzie zdążyć - nawet mimo najlepszych chęci. Wszystko to na razie jeszcze teoria, bo przecież igrzyska jeszcze nie ruszyły - przynajmniej oficjalnie, bo mecze curlingu rozgrywane są już od wczoraj. 


Opracowanie: