Jest taka rodzina, u której magia świąt trwa niemal cały rok. U sufitu wisi betlejemska gwiazda, zza szafy wyglądają kolorowe lalki do kolędowania, na stole szeleszczą staniole – błyszczące papierki, bez których nie powstałaby żadna szopka. To dom państwa Malików na krakowskich Dębnikach. W wigilijny czas odwiedziliśmy go z mikrofonem Radia RMF24.

Głową rodziny jest pani Anna. Spokojnym, lekko bajkowym głosem opowiada od wejścia do domu o magicznym świecie szopek. W tej rodzinie krakowską tradycję podtrzymuje już piąte pokolenie. Dzieci obserwowały dziadków i ojców jak kleili, ozdabiali, przymierzami i owijali karton by powstały mini kościoły z papieru, a w nich Święta Rodzina, Dzieciątko i wszyscy inni bohaterowie Bożego Narodzenia.

Zaczęło się od dziadka męża pani Anny. Walenty Malik wrócił z pierwszej wojny światowej i z radości z odzyskania niepodległości wybudował swoją najpiękniejszą szopkę. Zrobił do niej 40 kukieł i rozpoczął swoją przygodę.

Korzenie krakowskiej szopki tkwią bowiem w teatrze. Najpierw przedstawienia wystawiano w kościołach, ale gdy obrosły w różne rubaszne historie Kościół wyprosił kolędników z przestrzeni sakralnej. I wtedy zbudowali własne małe kościoły. A że byli to głównie murarze, którzy zimą nie mieli co robić, to szopki były naprawdę pięknymi i stabilnymi budowlami.

Dom państwa Malików to miejsce, gdzie historia i anegdoty z życia szopkarzy żyją i są obecne. Gospodyni ze śmiechem opowiada o konfliktach przodków o to, czy na kuchni powinien gotować się klej do szopek, czy zupa dla rodziny. Ona stała się członkiem rodziny dopiero, gdy wyszła za mąż za Jana Malika, jednak nawet historia zapoznania z rodziną męża miała akcent szopkowy:

Jak już zaprzyjaźniłam się z moim mężem, przyprowadził mnie do swojego domu na dzień przed konkursem. I wtedy wszyscy siedzieli w kuchni, bo jutro konkurs, a szopka teścia nie gotowa. I cała rodzina do roboty. No i ja też do roboty. Będąc studentką pierwszego roku Akademii Sztuk Pięknych pomyślałam, to ja tu zrobię piękną posadzkę. Darła takie różowe i czerwone papierki, ułożyłam taką mozaikę abstrakcyjną i myślałam, że to będzie wspaniałe. Oczywiście wkradłam się w łaski teścia, bo coś zrobiłam. Potem jak ja poszłam do muzeum na wystawę szopek - teść nawet dostał jakąś nagrodę - to ja się złapałam za głowę. Może to i wspaniałe, ale kompletnie nie pasuje - śmieje się pani Anna.

Szczęście w orzechu, dzieciatko z gruszy i puste miejsce

Dom na krakowskich Dębnikach pamięta wiele Wigilii. Tak jak i stół, przy którym rodzina Malików zasiada w ten wyjątkowy wieczór. Stół jest stary, pochodzi jeszcze z domu babci pani Anny. To duży drewniany, ciężki mebel w wielu miejscach poplamiony farbą. Służy nie tylko na uroczyste rodzinne spotkania. To przy nim powstają arcydzieła, to na nim cięty jest staniol, klejone bryły i lepione figurki.

Pod choinką leży dzieciątko. Spora drewniana figurka, wyrzeźbiona z drzewa gruszowego, do złudzenia przypominająca nowo narodzone dziecko. Pani Anna wyrzeźbiła ją na wzór jednej ze swoich córek, Cecylii. Najpierw służyła dzieciom za lalkę, dziś ozdabia świąteczne drzewko. Pani Anna przystraja tez dom światami, czyli lepionymi z opłatka ozdobami, charakterystycznymi dla Małopolski.

W kuchni w czas Wigilii roboty jest sporo. Trzeba przygotować potrawy, ulepić uszka. Tu pani Anna ma pomocnicę, wnuczkę Anielkę. Do jednego uszka pakują orzecha. Kto na niego trafi, ten będzie miał szczęście cały następny rok. Kto zdobył szczęście w 2022 roku?

No ja - woła radośnie pani Anna.

Nie mamo, ja - sprzeciwia się pani Rozalia, jedna z córek - szczęście spotkało mnie rozmaite, wielkie, ale to już moja prywatna sprawa - dodaje tajemniczym głosem.

Jak w wielu polskich domach Wigilia to czas rozmowy, wspólnego kolędowania. Przy stole zostawia się jedno puste miejsce, tym razem nie dla studzonego wędrowca. Dla postaci, której wyjątkowo zabraknie w ten wieczór. Mąż pani Anny, znany artysta, skrzypek i szopkarz odszedł w tym roku.

Wciąż zapominamy, że go z nami nie będzie - przyznaje rodzina.

"Idziemy do was dziś po kolędzie"

Nie będzie go też na tradycyjnym kolędowaniu. Od drugiego dnia począwszy rodzina Malików wystawia w muzeum przedstawienie. Ożywają lalki, które na co dzień pochowane są w dębnickim domu. Anioł, Śmierć, Żyd, Diabeł, Herodowa i wiele innych postaci. Każdy wie, kogo ma grać. Zaangażowana jest cała rodzina. Tekst i muzyka są ludowe. Ojciec nauczył nas grać melodię - wspomina pani Rozalia. To ona wspólnie z siostrą Cecylią wskrzesiły rodzinną tradycję.

Zaangażowane jest też młode pokolenie. Anielka gra rolę Anioła i gra na skrzypcach. Może w przyszłości to ona w przyszłości zastąpi mamę. Dziś mówi, że się wstydzi, ale przecież tradycja musi trwać.

Na nowy rok życzą sobie weny twórczej i zdrowia, by stworzyć jeszcze wiele pięknych szopek. I żeby było dużo śniegu. Ale nie było wielkiego mrozu - dodaje Anielka.

 

Po jeszcze więcej informacji odsyłamy Was do naszego internetowego Radia RMF24

Słuchajcie online już teraz!

Radio RMF24 na bieżąco informuje o wszystkich najważniejszych wydarzeniach w Polsce, Europie i na świecie.