Cessna 414, która rozbiła się w New Jersey, runęła na dom Polaków – dowiedział się amerykański korespondent RMF FM Paweł Żuchowski. Do katastrofy doszło w miasteczku Colonia. Na szczęście mieszkańców nie było w tym czasie w domu. Rodzina jest cała i bezpieczna.

W sumie spłonęło kilka budynków. Na miejscu śledztwo prowadzi Federalna Administracja Lotnicza USA. 

Samolot wystartował z Newport w stanie Wirginia i miał wylądować w Linden w New Jersey. Dziennikarz radia RMF FM rozmawiał z Jerzym Kmiotkiem - Polakiem, którego dom został zniszczony.

Paweł Żuchowski: To w pana dom uderzyła maszyna. Na miejscu pracują służby. Czy mógł już pan tam podejść?

Jerzy Kmiotek: Na razie nie mogliśmy nawet dojść do naszego domu, tego co po nim pozostało, tam wciąż się pali. Wiem, że przez dłuższy czas nie będziemy mogli tam podejść, bo w środku nadal jest samolot. Śledztwo wszczyna Federalna Administracja Lotnicza, która będzie pracować na miejscu. Tyle na razie wiemy. Niczego więcej nie możemy się dowiedzieć, na miejscu jest wiele służb. Nie pozwalają nam zbliżyć się do domu.


Czy dom był ubezpieczony?

Mamy dobre ubezpieczenie. Poradzimy sobie jakoś. Teraz musimy kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Nie mami nic poza tym w czym stoimy.

Polonia już zaoferowała pomoc. Wiem, że są grupy ludzi gotowych przyjść wam z pomocą.

Dziękujemy. Mamy ubezpieczenie. Jakoś damy sobie radę. Jest dookoła wiele potrzebujących osób, chorych, którzy bardziej potrzebują pomocy. My sobie jakoś poradzimy.

Czy rozmawiał już pan z przedstawicielami służb, które pracują na miejscu?

Z tego co mi powiedziano - samolot wbił się  w piwnicę mojego dwupiętrowego domu. Cały dom stanął w płomieniach. Dzięki Bogu, nikogo nie było w środku. Córka była w szkole, żona w pracy, ja też w pracy. Nikomu nic się nie stało.