"Wszystkich mieszkańców proszę, żeby nie brali udziału w referendum" - apeluje prezydent Bytomia do mieszkańców na łamach jednej z lokalnych gazet. W niedzielę odbędzie się głosowanie w sprawie odwołania Piotra Koja ze stanowiska. Zarzuca się mu niegospodarność i wprowadzenie zmian szkodliwych dla oświaty.

Prezydent Bytomia uważa, ze próba odwołania go ze stanowiska to zwykła rozgrywka polityczna, a opozycja nie ma lepszego kandydata. Także rzeczniczka magistratu mówi, że referendum powoduje niepotrzebne zamieszanie, a w apelu o jego bojkot nie widzi nic złego. Nie ma żadnego powodu, żeby zaburzać rozwój naszego miasta, któremu tego typu awantura na pewno nie przysłuży się - twierdzi.

Wielu mieszkańców Bytomia mówi, że namawianie do bojkotu nie jest w porządku: Jak najbardziej to jest wbrew demokracji i wbrew zdrowemu rozsądkowi - mówi jeden z mieszkańców. Lista zarzutów stawianych prezydentowi jest długa. Pozabierał wszystkie przywileje. Nie ma szkół, nie ma przedszkoli. Budynki praktycznie sypią się mieszkańcom na głowę. Ładny ogródek mamy tylko przed Urzędem Miejskim - mówią.

Inicjatorzy referendum skierowali sprawę apelu do sądu, który dziś w trybie wyborczym ją rozpatrzył. Sąd uznał jednak, że ogłoszenie nie narusza prawa. Nie ma w nim bowiem nieprawdziwych danych czy informacji, a tylko w tym zakresie sąd może badać treści wyborcze.

Pozostaje jednak pytanie, czy demokratycznie wybrany prezydent powinien namawiać mieszkańców do tego, by nie korzystali ze swojego demokratycznego prawa. Janusz Wójcicki, inicjator referendum mówi, że to nieetyczne: Prezydent miał prawo wyrazić zdanie, ale powinien zapłacić za nie ze środków własnych - podkreślił. Rzeczniczka magistratu w rozmowie z reporterką RMF FM Anną Kropaczek dodaje, że za ogłoszenie na pewno nie zapłacił urząd miasta. Nie potrafiła jednak powiedzieć, czy prezydent wyłożył pieniądze z własnej kieszeni.

Długa lista zarzutów

Wniosek o referendum grupa mieszkańców Bytomia złożyła u komisarza wyborczego w kwietniu, po tym jak udało się zebrać 20 tysięcy podpisów. Powodów wzburzenia inicjatorów akcji było kilka. Przede wszystkim nie podobały im się zmiany w oświacie, które sprowadzają się do likwidacji wielu placówek. Mieszkańcy narzekają także na wysokie bezrobocie. Falę niezadowolenia wywołało również m.in. wprowadzenie podatku od deszczu.