"Nie boję się użyć słów, że to najlepszy trener na świecie. Potrafi znaleźć się w każdej sytuacji. Jest w stanie dopasować trening do indywidualnych potrzeb zawodnika. Gdyby nie on - pewnie już wcześniej zakończyłbym karierę, a na pewno nie odniósł takich sukcesów" - powiedział Adam Małysz o swoim trenerze Hannu Lepistoe.

Małysz od dwóch lat jest pod indywidualną opieką fińskiego trenera. W mistrzostwach świata w Oslo Małysz zdobył już brązowy medal w konkursie na średniej skoczni. Przed nim w stolicy Norwegii jeszcze dwie szanse na dużym obiekcie: w czwartek w zmaganiach indywidualnych i w sobotę w drużynowych. Polak uważa, że bez Lepistoe nie osiągnąłby w ostatnich latach tak dobrych wyników. Polski skoczek jest pod olbrzymim wrażeniem umiejętności 64-letniego Fina, którego pieszczotliwie nazywa "Dziadkiem".

Ciągle siedzi na telefonie, kontaktuje się ze swoimi kolegami m.in. z Mattim Pullim, z którym wspólnie prowadził Mattiego Nykaenena. Cały czas wymieniają swoje poglądy. Druga sprawa jest taka, że nie boi się opinii zawodnika, on je wręcz bardzo ceni. Mnie to czasem aż lekko wkurza na treningu, jak przychodzę po skoku, a on do mnie mówi: jakie są twoje pierwsze odczucia? Myślę sobie wtedy: ja cię gwiżdżę, powiedziałby "Dziadek" coś od siebie, to bym wiedział, co odpowiedzieć. Przez to muszę być skoncentrowany na każdym skoku i starać się wyczuć, co zrobiłem źle, by móc mu to przekazać. Wtedy on mówi co poprawić - zaznaczył Małysz.

"Orzeł z Wisły" uważa, że na pracy z Lepistoe bardzo zyskali także jego asystenci - Robert Mateja i Maciej Maciusiak. Polskiej ekipie Fin imponuje nie tylko warsztatem trenerskim.Jak idziemy na siłownię to Hannu sobie zawsze znajdzie jakiś ciężarek taki ze 20 kg i nim macha, a my patrzymy z niedowierzaniem w jakiej formie można być w jego wieku. On bardzo dużo biega na nartach, a jak gramy w takiego mini hokeja w sali gimnastycznej to zawsze daje nam szkołę - powiedział czterokrotny medalista igrzysk olimpijskich.

Prawdopodobnie obecny sezon jest ostatnim w karierze Adama Małysza. Skoczek przyznał, że choć wiele razy myślał o pracy trenerskiej, to nie wie czy się na nią zdecyduje. To trudne i niewdzięczne zajęcie - podkreślił.