Przez cały dzień mówimy dziś o mniej widocznej, kłopotliwej stronie tzw. piątki Kaczyńskiego. Z jednej strony zapowiedź obniżki podatku PIT z 18 do 17 proc, jego likwidacji dla młodych i zwiększenie kosztów uzyskania przychodu - cieszą każdego z podatników. Z drugiej jednak ogromna część środków z PIT trafia najbliżej nas - do wspólnot lokalnych. Im mniej ich będzie, tym gorzej, dla gmin, powiatów i miast w których mieszkamy.

Stabilne ponad 38 proc. przychodów z płaconego przez nas PIT-u trafia do samorządów. Tam, gdzie płacimy podatki stanowi to łącznie od jednej czwartej do jednej trzeciej wszystkich dochodów samorządów, i pozwala im na planowanie niezbędnych wydatków o których strukturze decydują lokalne władze. Obniżka podatku przekłada się na zmniejszenie tych środków, a więc - w zapowiadanym przez samorządy wariancie - na znaczne obcięcie tych planów. Budżet Warszawy będzie to kosztowało ok. 800 milionów, Krakowa - przynajmniej 200. Jak samorządowcy oceniają skalę strat piszemy tu:

Gminy, powiaty i miasta będą sobie musiały poradzić z ubytkiem, zapewne tnąc inwestycje albo dopłaty do usług - komunalnych, edukacyjnych czy transportowych. 

Koszt jednak ostatecznie zostanie przerzucony na pozbawionych tych usług nas wszystkich: mieszkańców gmin, powiatów czy wielkich miast. To nieuchronne, bo rząd nie zdjął przecież z samorządów żadnych zleconych mu zadań, więc wszystkie one nadal muszą być przez władze lokalne wypełniane. Tylko że teraz taniej.

Taniej i jednocześnie więcej

Rząd nie tylko nie zdjął z najbliższych życiu każdego z nas samorządów żadnego obowiązku, a wręcz przeciwnie, dodaje kolejne. Obniżki podatków to element tzw. piątki Kaczyńskiego, której inny z elementów - reaktywacja połączeń autobusowych - zmusza samorządy do dokładania co dziesiątej złotówki do odtwarzanych i nierentownych przewozów. 

Finansowanie ledwo 10 proc. tych wydatków to niewiele, ale samorządy nie będą tego mogły odmówić mimo obcięcia im znacznych środków przez obniżkę PIT. Co więcej, w pierwotnej rządowej wersji ustawy nazywanej "PKS-ową" obowiązkowy udział samorządów wynosił 30 proc. i nie ma żadnej pewności, czy ten pomysł nie pojawi się w niej ponownie w toku prac sejmowych.

Z kieszeni do kieszeni

Całość tak opisanej inżynierii finansowej sprowadza się zaś do przykrego dla wspólnot lokalnych obrazu, w którym tzw. piątka Kaczyńskiego finansowana jest przez rząd pieniędzmi dotąd trafiającymi do samorządów.

Bo rząd nie ma własnych pieniędzy, a tylko dysponuje naszymi. I przekłada je z kieszeni do kieszeni czy chcemy czy nie.

A my to, co zyskamy dzięki niższym podatkom wydamy np. na droższe bilety autobusowe czy inne opłaty lokalne.