31 osób zabitych, 17 zaginionych i około 40 tysięcy bez dachu nad głową, to najnowszy tragiczny bilans ulewnych deszczy, które podczas minionego weekendu dotknęły szwajcarskie i włoskie Alpy.

W szwajcarskiej wiosce Gondo, na którą w sobotę zeszła lawina błotna, ratownicy usłyszeli krzyki kobiety, zasypanej tam razem z 12 osobami. Akcję ratunkową prowadziło około 50 żołnierzy z psami. Ratownicy ścigali się z czasem, starając się wydobyć spod zwałów mułu i błota kobietę, która od poniedziałkowego popołudnia nie daje jednak znaków życia. "Próbujemy ją odkopać. Mamy nadzieję, że jeszcze żyje. Niestety znaleźliśmy też ciało nieżywego mężczyzny" - powiedział rzecznik policji w Gondo. Wioska Gondo, licząca 140 mieszkańców, leży w kantonie Valais, przy górskiej drodze między Brig w Szwajcarii i Domodossolą we Włoszech. W sumie w Szwajcarii zginęło siedem osób.

We Włoszech zginęło ogółem 21 osób. Akcja ratunkowa trwa, ale szanse na odnalezienie kogokolwiek żywego są nikłe. We wtorek późnym wieczorem ratownicy dotarli do 69 skautów i ich opiekunów, którzy byli uwięzieni we włoskich Alpach od soboty rano. W środę dramatyczne chwile przeżywali mieszkańcy miejscowości leżących na Nizinie Padańskiej nad Padem, najdłuższą włoską rzeką, która poprzedniego dnia osiągnęła najwyższy poziom wód co najmniej od pół wieku. W nocy z wtorku na środę fala powodziowa minęła Piacenzę, a przed południem dotarła do Cremony. Już we wtorek ewakuowano całe wioski położone nad Padem i jego dopływem - Ticino. W sumie we Włoszech bez dachu nad głową zostało 40 tysięcy osób. Chociaż woda zalała wiele kościołów, bezcenne włoskie dzieła sztuki są na razie niezagrożone. Władze szacują straty spowodowane przez powódź na setki milionów dolarów. W Piemoncie z najbardziej zagrożonych miejsc ewakuowano 7 tysięcy osób, a z Doliny Aosty około 3 tysięcy. Odkopano tam spod mułu zwłoki kolejnych dwóch ofiar. W dolinie tej przejezdna jest tylko jedna droga, prowadząca do Szwajcarii przez tunel. Pociągi nie kursują, bo zalane są wszystkie linie kolejowe. Wciąż tragiczna jest sytuacja w Piemoncie. Przedmieścia Turynu zalała woda. Mieszkańcy Pavii zaś czekają na kolejną falę powodziową. Wiele wiosek i miasteczek odciętych jest od świata. W innych nie ma prądu i wody. Rząd rozważa ogłoszenie stanu wyjątkowego w najbardziej dotkniętych regionach.

W niedzielę wieczorem trzeba było ponownie zamknąć autostradę Turyn-Mediolan, na której wcześniej udało się przywrócić ruch. Większość szkół Turynu była w poniedziałek zamknięta, a Fiat, największy włoski producent samochodów, którego siedziba znajduje się w tym mieście, musiał zamknąć dwie ze swych fabryk, bo 30% robotników nie zdołało dojechać do pracy, a równocześnie wystąpiły zakłócenia w dostawach części. W jednym ze szpitali Turynu trzeba było przenieść chorych z parteru, bo wdarła się tam woda. Straty wyrządzone przez żywioł w Piemoncie ocenia się na około 230 mln dolarów. Rząd włoski wprowadził wieczorem stan wyjątkowy w trzech regionach dotkniętych powodzią: Piemoncie, Dolinie Aosty i Ligurii. Przeznaczył 100 miliardów lirów, czyli około 50 milionów dolarów, na pomoc dla tych regionów.

Również na Wyspach...

Popowodziowe sprzątanie trwa w Wielkiej Brytanii. Wody, które opadły dopiero wczoraj, odsłoniły cały ogrom zniszczeń. "Straty sięgają wielu milionów funtów. Największy problem stanowi fakt, iż zalanych domów nie da się szybko wysuszyć. Zdaniem ekspertów, zanim będzie można w nich ponownie zamieszkać, może minąć nawet pół roku. Nie to jednak najbardziej martwi angielskich powodzian. "Najgorsze to, że woda zabrała lub zniszczyła takie rzeczy jak zdjęcia ślubne, czy fotografie dzieci. Tego nie da się w żaden sposób odzyskać." Na wyspach dodatkowym zagrożeniem może być skażenie ujęć wody pitnej i uszkodzenia linii energetycznych.

07:50