Trzy osoby zginęły, a kilka jest rannych - to tragiczny bilans wichur, które znowu nawiedziły Polskę. W wielu miejscach pozrywane są dachy, przewrócone drzewa, uszkodzone linie energetyczne i kolejowe. Meteorolodzy ostrzegają - silny i porywisty wiatr wiać będzie w Polsce jeszcze kilka dni.

W Tomiczkach w Wielkopolsce zginął mężczyzna przygnieciony przez drzwi stodoły. W miejscowości Pławce pół domu jednorodzinnego zawaliło się od podmuchu wiatru. Pod gruzami znalazł się mężczyzna, którego po pół godzinie uwolnili strażacy. W Ćmielowie koło Jarocina trzeba było ewakuować 26 mieszkańców z domu, z którego wichura zerwała dach.

Dwie osoby zginęły na Mazowszu, kiedy drzewa spadły na ich samochody. Na robotników pracujących na warszawskim Mokotowie, runęła ściana remontowanego budynku. Dwaj mężczyźni w ciężkim stanie – z urazami głowy i kręgosłupa – zostali przewiezieni do szpitala. Poza tym wiatr pozrywał wiele dachów, sieci energetycznych i powalił setki drzew. Strażacy interweniowali już ponad 400 razy, a nowe wezwania wciąż napływają.

W województwie łódzkim wiatr wiał chwilami z prędkością nawet 120 kilometrów na godzinę. W Zgierzu wichura powaliła na ziemię dźwig z operatorem. Mężczyzna w stanie ciężkim trafił do szpitala. Silny wiatr przewrócił też wiele drzew, zniszczył kilka samochodów, pozrywał linie energetyczne. W kilkunastu domach wiatr zerwał dachy.

Wichura dała się też we znaki mieszkańcom Pomorza. Pomorscy strażacy walczą nie tylko z silnym wiatrem, problemem jest także woda, która zalewa piwnice w centrum Słupska.

Zerwane linie elektryczne i dachy, połamane drzewa i kilkugodzinna przerwa w ruchu kolejowym między Zieloną Górą a Poznaniem - to najpoważniejsze efekty kilkugodzinnej wichury, jaka wczoraj po południu szalała na Ziemi Lubuskiej. Ostatnie trzy dni na długi czas zapamiętają szczególnie lubuscy strażacy, którzy po dwóch, niezwykle silnych atakach huraganu musieli interweniować aż 230 razy. Bez prądu jest 130 wsi.

Foto: Archiwum RMF

09:20