Odezwał się meksykański wulkan Popocatepetl. W nocy nad kraterem wulkanu widać było ogień. Lejąca się lawa zniszczyła wiele drzew rosnących na zboczach góry. Na szczęście tysiące mieszkańców wiosek położonych u podnóży góry zostało na czas ewakuowanych.

Wulkan już od kilku lat dawał o sobie znać wyrzucając ze swego wnętrza ogromne ilości pyłu wulkanicznego. Szary pył pokrył równą warstwą nawet przedmieścia stolicy Meksyku, oddalonej od wulkanu o ponad 60 kilometrów. Prezydent Meksyku Vincente Fox znowu więc wezwał wszystkich tych, którzy jeszcze zostali w swych domach u podnóży "dymiącej góry", jak lokalni mieszkańcy nazywają wulkan, by jak najszybciej się ewakuowali: "Rządowa armia meksykańska cały czas pomaga mieszkańcom okolic wulkanu. Do akcji włączyła się już także federalna policja, której zadaniem jest zagwarantowanie bezpieczeństwa całych rodzin".

Wulkan, który Meksykanie nazywają w skrócie Popo był nieaktywny od roku 1927. Obudził się sześć lat temu, jednak wówczas doszło jedynie do niewielkiej erupcji. Od tego czasu jego aktywność stale wzrasta.

Szczególne środki bezpieczeństwa podjęła także fabryka samochodów Volksvagen, która znajduje się 45 kilometrów od góry. Mają one ochronić gotowe samochody, linie produkcyjne i część robotników mieszkających bliżej wulkanu. Największym zagrożeniem jest pył wulkaniczny. Zawierający siarkę pył może wywoływać korozję samochodów, dlatego też postanowiono całą gotową produkcję wysłać do dealerów w odległych regionach oraz do portów, skąd są przewożone do miejsc przeznaczenia. Hale produkcyjne zostały szczelnie zamknięte, by ochronić maszyny przed pyłem. Fabryka przygotowała też dziesiątki autobusów, by w razie konieczności wywieźć w bezpieczne miejsce mieszkających bliżej wulkanu pracowników i ich rodziny.

08:15