Wolność słowa w Rosji to fikcja - alarmują międzynarodowe organizacje Reporterzy Bez Granic i Amnesty International. Putinowska cenzura jest jednak specyficzna, bo w gazetach i portalach internetowych można pisać do woli. Grunt, żeby nic nie przedostało się do telewizji.

Ostatni przykład to list otwarty obrońcy praw człowieka Siergieja Kowaliowa, który zarzucił Władimirowi Putinowi zniszczenie kiełkującej demokracji. List przeszedł bez echa, bo nikt o nim nie wspomniał.

Telewizja jest pod bezpośrednim nadzorem Kremla i tną nasze programy jak chcą - mówi Weronika Chilczewskaja z holdingu „Sowierszenno Siekrietno”. Jedynie w prasie istnieje margines swobody, ponieważ gazety – zdaniem władzy – nie mają większego znaczenia. Ignorują nas zupełnie. Wydaje się, że to wynika ze stanowiska Putina, który mówił: „Komu jesteście potrzebni? Kto was czyta? A jeżeli czyta, to kto zwraca uwagę?”. To powód tej swobody - dodaje dziennikarska.

Aleksandr Minkin, redagujący w „Moskowskim Komsomolcu” rubrykę: „Pytania do prezydenta”, mówi jednak o telefonach z Kremla: Różne są reakcje z Kremla. Często negatywne i agresywne. Dostaje się redaktorowi naczelnemu – nie pisemnie, ale przez telefon. Redaktor zaznacza jednocześnie, że nigdy na żadne z pytań skierowanych do Putina na łamach gazety odpowiedzi nie otrzymał.