Około 200 osób, w większości nieletnich, trafiło do aresztu w wyniku zamieszek, jakie wybuchły w piątek w stolicy Chile podczas dorocznej manifestacji lewicowej młodzieży w przeddzień "Dnia Młodego Kombatanta" - podała chilijska policja.

Kilkuset demonstrantów zablokowało ruch samochodowy na głównej ulicy stołecznego Santiago, nieopodal otoczonego kordonem policji pałacu prezydenckiego. Funkcjonariusze użyli armatek wodnych oraz gazu łzawiącego do rozpędzenia młodzieży.

Pani prezydent Chile Michelle Bachelet potępiła piątkowy incydent i wezwała do pokojowych obchodów "Dnia Młodego Kombatanta", upamiętniającego nastoletnich braci Eduardo i Rafaela Vergara - lewicowych aktywistów, zabitych przez policję 29 marca 1985 r. podczas demonstracji przeciwko dyktaturze generała Augusto Pinocheta.

Socjalistka Bachelet przypomniała, że tragiczna śmierć braci Vergara miała miejsce w czasach, gdy Chile nie było państwem demokratycznym. Obecnie nie ma uzasadnienia dla przemocy, ponieważ w kraju panuje demokracja, a najodpowiedniejszym hołdem dla zamordowanych braci jest respektowanie jej zasad - oświadczyła Bachelet.

Obchody przypadającego w tym roku w sobotę "Dnia Młodego Kombatanta" rokrocznie stają się okazją do manifestacji antykapitalistycznie ustosunkowanej młodzieży, które regularnie przeradzają się w antyrządowe zamieszki.