Szwedzki Urząd Rolnictwa ma nową broń w walce z procederem sprzedawania m.in. polskich truskawek jako szwedzkich. W tym roku pochodzenie owoców, które trafiają do sklepów, jest badane w specjalistycznym laboratorium.

Co roku szwedzkie media donoszą o oszustach oferujących zagraniczne truskawki w kartonikach z napisem "svenska jordgubbar", czyli "szwedzkie truskawki". Na tym procederze sprzedawcy sporo zarabiają, zwłaszcza w tym sezonie. Z powodu nieurodzaju w Szwecji spowodowanego długą i ciężką zimą tutejsze truskawki są ponad dwa razy droższe od tych sprowadzanych z zagranicy.

W tym roku po raz pierwszy ma być wiadomo dokładnie, skąd pochodzą "podejrzane" truskawki. Owoce wysyłane są do specjalistycznego laboratorium Agroisolab w Niemczech. Jego pracownicy na podstawie składu chemicznego próbki są w stanie dokładnie oszacować państwo i region produktu.

W poprzednich latach często jako szwedzkie sprzedawane były również polskie truskawki. W tym roku jeszcze nie było takiego przypadku, jednak wciąż czekamy na wyniki badań - mówi inspektor Urzędu Rolnictwa Waldemar Ibron. Według niego, nieurodzaj truskawek w Polsce może sprawić, że w ogóle mniej tych owoców trafi w tym sezonie na szwedzki rynek.

Litr szwedzkich truskawek kosztuje w Szwecji 50 koron (ponad 20 zł), cena litra polskich owoców wynosi 20 koron (ponad 8 zł).