Największa w historii - pod względem zasięgu geograficznego - epidemia gorączki krwotocznej Ebola wymyka się w Afryce spod jakiejkolwiek kontroli - alarmują Lekarze Bez Granic. Według tej międzynarodowej organizacji, śmiercionośny wirus zabił już co najmniej 603 osoby i może dotrzeć do Europy. Co więcej, paryscy eksperci nie wykluczają dalszej mutacji wirusa.

Organizacja Lekarze Bez Granic alarmuje, że epidemia rozprzestrzenia się szybciej, niż przewidywano. Równocześnie brakuje funduszy na masowe kontrole mieszkańców afrykańskich osad, które są zagrożone. Chodzi szczególnie o osady w Sierra Leone, bo - według organizacji - kraj ten stał się po Gwinei nowym epicentrum epidemii. W Sierra Leone nie było dotąd wystarczającej kontroli i epidemia szybko się tam rozprzestrzeniła - tłumaczy rzeczniczka Lekarzy Bez Granic Marie-Christine Ferria.

Jest coraz większe ryzyko, że wirus dotrze na nasz kontynent, bo nie udało się zatrzymać epidemii w Afryce, a kontrole na tamtejszych lotniskach są niewystarczające. Do tego wirus może ulec dalszej mutacji i przenosić się bez bezpośredniego kontaktu z chorymi, tylko na przykład za pośrednictwem skażonych przedmiotów - ostrzega profesor Hippolyte Borne z największego paryskiego centrum szpitalnego Pitie-Salpetriere.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) poinformowała tydzień temu, że zaledwie od 3 lipca w Sierra Leone, Liberii i Gwinei odnotowano aż 50 nowych przypadków gorączki krwotocznej Ebola, w tym 25 śmiertelnych. WHO podała wtedy w komunikacie, że z najnowszych danych ministerstw zdrowia trzech wspomnianych państw wynika, że trwająca od lutego epidemia spowodowała tam łącznie 844 zachorowania i 518 zgonów. Jeśli nie powstrzymamy transmisji (wirusa) w kilku punktach zapalnych w trzech krajach, nie będziemy mogli mówić, że kontrolujemy epidemię - ostrzegła wtedy rzeczniczka WHO Fadela Chaib.

(edbie)