Polscy strażacy pojadą do Bośni i Hercegowiny. Pomogą w walce ze skutkami powodzi, która nawiedziła region. Na Bałkany pojedzie 37 strażaków z Małopolski, Śląska i Podkarpacia. Wyruszą do Bośni i Hercegowiny dziś wieczorem z Krosna. W akcji powodziowej w Bośni i Hercegowinie od kilku dni biorą udział żołnierze z polskiego kontyngentu wojskowego

Decyzję o wysłaniu polskich ratowników podjął szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz. Ratownicy zabiorą ze sobą specjalistyczny sprzęt, w tym pompę o wysokiej wydajności 40-50 tys. litrów wody na minutę. Wyjazd zaplanowano na godz. 18 - powiedział rzecznik Państwowej Straży Pożarnej Paweł Frątczak.

Jak podkreślił, w gotowości jest kolejna grupa strażaków z woj. lubuskiego, która również jest wyposażona w pompę wysokiej wydajności. Grupa ta może pojechać do Serbii.

Polscy żołnierze już pomagają

Z powodzią walczą także polscy żołnierze, którzy służą w kontyngencie w Bośni i Hercegowinie, szczególni ci, którzy stacjonowali w zalanym przez powódź mieście Doboj na północnym-wschodzie kraju. W kulminacyjnym momencie powodzi żołnierze pracowali 24 godziny na dobę, ratując zarówno swój sprzęt i wyposażenie, jak i udzielając pomocy ludności cywilnej - napisał w komunikacie rzecznik kontyngentu kpt. Marcin Ślusarz.

Jak dodał, obecnie wszystkie siły polskiego kontyngentu skupiają się na przekazywaniu pomocy humanitarnej poszkodowanym mieszkańcom gminy Doboj. Pierwszy konwój zorganizowany przez polskich żołnierzy wyjechał z Sarajewa we wtorek.

Żołnierze przekazali najbardziej poszkodowanym mieszkańcom środki czystości, higieny, żywność, wodę oraz koce. Najpoważniejszymi problemami, z którymi muszą się borykać, są uszkodzone drogi utrudniające pomoc na terenach popowodziowych oraz ogrom śmieci, mułu, martwych zwierząt, który pozostawiła po sobie powódź, co może się przyczynić do powstania ognisk zarazy. Wymagana jest bardzo szybka akcja oczyszczania zalanych terenów - relacjonował rzecznik PKW.

Polski Kontyngent Wojskowy bierze udział w operacji Unii Europejskiej w Bośni i Hercegowinie. Liczy 37 żołnierzy i pracowników wojska.

Wysokie ryzyko epidemii

W rejonach Bałkanów, które nawiedziła powódź, obowiązuje wciąż alert w związku z wezbranymi rzekami. Rośnie natomiast ryzyko epidemii. Zagrożenie dla zdrowia stanowią tysiące padłych krów, świń, owiec i innych zwierząt pozostawionych przez właścicieli uciekających przed żywiołem. Zagrożenie będzie się nasilać wraz ze wzrostem temperatur.

Mieszkańcom Serbii i Bośni i Hercegowiny polecono, by nie wracali do domów przed zakończeniem trwającej dezynfekcji. Nie powinni również jeść niczego z zalanych ogrodów czy sadów. Główny epidemiolog Bośni Żeljko Ler zaapelował, by pić jedynie wodę przegotowaną lub butelkowaną.

W Bośni i Hercegowinie w związku z powodzią ucierpiała jedna czwarta z 3,8 mln mieszkańców. Ponad 100 tysięcy ludzi musiało opuścić swoje domy. Ponad 30 tysięcy ewakuowano w Serbii, a o połowę mniej w Chorwacji. Zginęło w sumie około 50 osób.

Straty sięgają miliardów euro

Władze Bośni i Hercegowiny oraz Serbii szacują, że odbudowa zniszczonych przez powódź terenów będzie kosztowała miliardy euro, których nie ma w budżetach tych państw. W samej BiH straty mogą być większe od tych z czasów wojny z lat 1992-1995.

Rządy BiH oraz Serbii podkreślają, że nie poradzą sobie z odbudową dotkniętych przez żywioł terenów bez międzynarodowej pomocy. Od dzisiaj w Bośni i Hercegowinie przebywa grupa ekspertów z UE i NATO, którzy pomogą w dokładnym oszacowaniu strat. Władze obu państw zakładają, że międzynarodowe inspekcje zbadają także tereny, które wciąż są zalane.

(MRod, mpw)