Wydobyty nad ranem z jaskini Jack Daniels w masywie Tennengebirge w Austrii 27-letni polski grotołaz jest "w dobrym stanie ogólnym". Taką informację przekazała agencji APA rzeczniczka szpitala w Salzburgu. Operacja rannego okazała się niepotrzebna.

Speleolog doznał lekkiego wstrząsu mózgu, obrażeń miednicy i żeber po lewej stronie oraz licznych stłuczeń.

Ranny znalazł się na powierzchni o godzinie 2.18. Po wydobyciu został przetransportowany na pokładzie śmigłowca do kliniki w Salzburgu. Akcja ratownicza przebiegła szybciej niż się spodziewano; ratownicy przewidywali początkowo, że ewakuacja rannego potrwa do niedzieli.

Do wypadku doszło w trakcie wyprawy badawczej sześciu Polaków. W nieznanych na razie okolicznościach jeden z nich spadł w czwartek około godziny 2. nad ranem z siedmiometrowego progu, położonego 250 metrów poniżej wejścia do jaskini.

By uchronić rannego przed utratą ciepła przy zewnętrznej temperaturze zaledwie trzech stopni, włożono go do śpiwora wraz ogrzewaczami, a następnie przytroczono pasami do noszy z tworzywa sztucznego. Pokonanie w poziomie pierwszych stu metrów z tym obciążeniem zabrało ratownikom 14 godzin. Potem rozpoczął się mozolny transport ku górze, przy czym pozycję noszy trzeba było ciągle zmieniać, a niektóre przewężenia rozkuwano młotkiem i wiertarką.

Ranny nie tracił jednak ducha. Pacjent jest bojownikiem. Bardzo mocno z nami współpracuje - powiedział jeden z ratowników.

W akcji ratunkowej uczestniczyło łącznie 116 ludzi z główną bazą w zaopatrywanym przez śmigłowiec schronisku Laufener Huette, 1724 metrów nad poziomem morza. Stamtąd donoszono niezbędne materiały pieszo do położonego 2120 metrów n.p.m. wlotu jaskini.

(j.)