40-letnia Holenderka, która zaraziła się w Ugandzie wirusem Marburg, zmarła dziś w nocy w klinice uniwersyteckiej w mieście Lejda. Jeszcze wczoraj jeden z tamtejszych lekarzy określał stan pacjentki jako stabilny, ale też wskazywał, iż była ona bardzo chora. Kobieta wróciła samolotem do Holandii zanim wystąpiły objawy choroby.

Kobieta zaraziła się najprawdopodobniej podczas zwiedzania jaskiń w Ugandzie. U żyjących tam nietoperzy stwierdzono w zeszłym roku wirusa Marburg.

Holenderskie władze sanitarno-epidemiologiczne zapewniają, że groźba rozprzestrzenienia się wirusa jest w tym wypadku niewielka. Obserwacją medyczną objęto jednak około 100 osób, z którymi miała kontakt chora. To pierwszy przypadek zawleczenia wirusa Marburg do Europy przez zarażonego człowieka.

Wirus powoduje gorączkę krwotoczną. Nie istnieje lek, który by go zwalczał. Nawet 90 procent zarażeń kończy się śmiercią. Swoją nazwę zawdzięcza niemieckiemu miastu Marburg (Hesja), gdzie odkryto go w 1967 roku; personel tamtejszego laboratorium zaraził się wtedy od małp, sprowadzonych z Ugandy jako zwierzęta doświadczalne.

W 2007 roku doszło do zarażeń wirusem Marburg górników, wydobywających złoto z jaskiń w zachodniej Ugandzie. Z uwagi na groźbę zarażenia wirusem Marburg Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wezwała w piątek do unikania jaskiń w Ugandzie.