Gazprom zmniejszył dziś rano dostawy gazu na Białoruś o 60 proc. w stosunku do normalnego przepływu. Poinformował o tym w telewizji NTV szef rosyjskiego koncernu Aleksiej Miller. Dodał, że tranzyt gazu przez Białoruś do UE odbywa się normalnie. Na razie nie wpłynęło to na dostawy do naszego kraju.

Rosyjski koncern zmniejszył dostawy do tego kraju o 15 proc. w poniedziałek i o kolejne 15 proc. wczoraj. Rosja ostrzega Białoruś, że ostatecznie zmniejszy je o 85 proc., jeśli kraj ten nie spłaci długów.

Gazprom potwierdził dziś, że Białoruś zapłaciła za dostarczony w maju rosyjski gaz zgodnie z ceną ustaloną w kontrakcie. Jednocześnie chce zmusić Białoruś do zapłacenia skumulowanego od początku 2010 roku długu szacowanego na ok. 192 mln dolarów.

Białoruskie ministerstwo energetyki w liście do Komisji Europejskiej ostrzegło, że cięcia powyżej 15 proc. mogą doprowadzić do zmniejszenia ilości gazu przepływającego tranzytem do UE.

Gazprom zapewnia, że jeśli Białoruś zacznie podbierać gaz, firma może zmienić trasę dostaw dla europejskich konsumentów i przerzucić go przez gazociągi na Ukrainie. Rosyjski koncern twierdzi, że jego białoruski partner, Biełtransgaz, w 2010 roku systematycznie łamie warunki umowy z 2006 roku. Płaci bowiem za surowiec według stawek z 2009 roku - 150 dolarów za 1000 metrów sześciennych. Zgodnie zaś z kontraktem, w pierwszym kwartale 2010 roku miał płacić 169,22 USD, a w drugim - 184,8 dolarów. Białoruś nie neguje długu wobec Rosji. Twierdzi jednak, że według stanu z 1 maja wynosił on 132,6 mln dolarów.

Wczoraj białoruski wicepremier Uładzimir Siemaszko zapewnił, że Białoruś przewiduje uregulowanie swojego zadłużenia gazowego w ciągu dwóch najbliższych tygodni. Z kolei białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka oświadczył, że Gazprom jest winien jego krajowi 260 mln dol. za tranzyt gazu. Zaproponował też Gazpromowi powiązanie wzajemnych rozliczeń. Tym sposobem Gazprom miałby zapłacić Białorusi 70 mln dol.

Dlaczego gazowa wojna wybucha teraz?

Rosja po raz kolejny próbuje ustawić Łukaszenkę - tak gazową wojnę komentują eksperci w Moskwie, a lista pretensji wobec białoruskiego sojusznika jest bardzo długa. To chociażby nieuznanie Abchazji i Osetii Południowej albo poszukiwanie dostaw ropy w Ameryce Południowej. Słowem - Moskwa nie kontroluje kołchozu Łukaszenki, mówi analityk "Ria Nowosti": Dlaczego? Zapytajcie batkę Łukaszenkę, jak zwykle coś tam miesza albo w swoich ekonomicznych interesach, albo politycznych, albo po prostu gra Kremlowi na nerwach. Stąd ostra reakcja Kremla. Gaz nie jest najważniejszy. Głównym problemem jest to, że w jednej uprzęży podążamy w różne strony.

Rosja i Białoruś to formalnie jedno państwo związkowe, ale Moskwa ma problemy z załatwieniem w Mińsku dowolnej sprawy. A po odzyskaniu Ukrainy taka niekontrolowana Białoruś jest dla Kremla nie do zaakceptowania.

W Polsce ciśnienie gazu w normie

W Polsce na razie ilość przesyłanego gazu jest równa zakontraktowanej, nie ma też żadnych wahań ciśnienia w rurach. To oznacza, że wczorajsza groźba Łukaszenki to były tylko słowa i nie poszły za nią żadne działania. Jeśli wstrzymana zostałaby choć część tranzytu w Polsce, zaczęlibyśmy to zauważać już po kilku godzinach. Na razie służby monitorujące dostawy nic takiego nie zaobserwowały. Gdyby jednak doszło do wstrzymania dostaw - nie będzie dramatu. Rosyjski gaz trafia do nas także przez Ukrainę i można zwiększyć dostawy z tamtego kierunku. Pamiętajmy też, że krajowe magazyny są wypełnione prawie w dwóch trzecich, a w dodatku mamy lato. Bez zakłóceń otrzymuje na razie gaz także Litwa.

Przemysław Marzec