Po siedmiu godzinach przetrzymywania przez smoleńskich żołnierzy i milicjantów korespondent RMF FM Przemysław Marzec odzyskał wolność. Zwolniono także zatrzymanych wraz z nim dziennikarzy i operatorów TVN24 i TVP. Oskarżano ich o wtargnięcie na teren wojskowy bez zezwolenia.

Sytuacja jest niejasna, bo z lotniska Siewiernyj przewieziono nas do oddziału milicji w Smoleńsku. Tam oficerowie milicji, którzy nas przyjęli, powiedzieli, że w protokołach jest napisane, iż nielegalnie przedostaliśmy się na teren jednostki wojskowej. Ja zacząłem protestować. Powiedziałem, że się z tym nie zgadzam - że nikt z nas nie próbował wejść na teren jednostki, więc nie możemy przyjąć takiego oskarżenia. Milicjanci powiedzieli, że oni nie mają żadnych pretensji, że nie będzie żadnego dalszego ciągu, że sprawy de facto nie ma. Wobec tego próbowałem dowiedzieć się, na jakiej zasadzie i za co zostałem zatrzymany, ale takiej odpowiedzi nie uzyskałem - stwierdził korespondent RMF FM.

Wygląda na to, że Rosjanie postanowili nas zwolnić, żeby nie rozpętywać jeszcze większego skandalu. Z drugiej strony, byłoby im trudno udowodnić, że - tak jak oni twierdzą - próbowaliśmy się dostać na teren jednostki wojskowej - zaznaczył Przemysław Marzec.

Dziennikarze zostali zatrzymani, kiedy podeszli do drutu kolczastego, za którym na lotnisku Siewiernyj leżą szczątki polskiego tupolewa. Zatrzymani trafili na teren jednostki wojskowej koło lotniska, a następnie do komisariatu milicji w Smoleńsku. Oskarżano ich o wtargnięcie na teren wojskowy bez zezwolenia. Zatrzymano mnie i także innych dziennikarzy w momencie gdy zbliżaliśmy się do płotu otaczającego jednostkę wojskową, która znajduje się na terytorium lotniska Siewiernyj. Nie znajdowaliśmy się na terytorium jednostki wojskowej ani lotniska. Mimo to pojawiło się trzech żołnierzy, którzy nas zatrzymali twierdząc, że złamaliśmy prawo, ponieważ próbowaliśmy dostać się na teren jednostki wojskowej - opowiadał korespondent RMF FM w Moskwie.