W dalszym ciągu jesteśmy zatrzymani (…) Teraz jesteśmy przewożeni z jednostki wojskowej do komisariatu milicji- donosi korespondent RMF FM Przemysław Marzec. Nasz dziennikarz, Arleta Bojke z TVP i Marek Osiecimski z TVN24 oraz ich operatorzy zostali zatrzymani przez rosyjskich żołnierzy w Smoleńsku. MSZ nie wie, kiedy Rosjanie uwolnią dziennikarzy.

Według władz rosyjskich polscy dziennikarze dwukrotnie, najpierw w mniejszej grupie, potem większej, weszli na tereny, gdzie nie powinni wchodzić, na tereny wojskowe - powiedział rzecznik MSZ Marcin Bosacki. Najpierw były to tereny lotnicze, które znajdują się koło lotniska w Smoleńsku, potem - zdaniem władz rosyjskich - po paru godzinach ta sama grupa w trochę większym składzie poszła od innej strony i próbowała się dostać na teren lotniska wojskowego w Smoleńsku - dodał.

Rzecznik MSZ zapewnił, że w Smoleńsku rozmowy w sprawie zatrzymania Polaków prowadzi konsul, a w Moskwie szef wydziału konsularnego, który dzwonił m.in. do gubernatora obwodu smoleńskiego. Nie mamy jasności, gdzie dokładnie zatrzymano dziennikarzy. Mamy dwie wersje - oświadczył Bosacki.

Marzec: Nie znajdowaliśmy się na terytorium jednostki wojskowej ani lotniska

Dziennikarze zostali zatrzymani, kiedy podeszli do drutu kolczastego, za którym na lotnisku Siewiernyj leżą szczątki polskiego tupolewa. Zatrzymani trafili na teren jednostki wojskowej koło lotniska. Zabrano im dokumenty, informując, że zostaną skopiowane. Prowadzone jest przesłuchanie, spisywane są nasza dane, wykonywane kserokopie paszportów i spisywany jest protokół, z którego można wywnioskować, że popełniliśmy przestępstwo administracyjne, że chcieliśmy się dostać na teren jednostki wojskowej. Ja oczywiście złożyłem wyjaśnienia, z których wynika, że nie miałem ani takiego zamiaru, ani tego też nie zrobiłem, ponieważ nie znajdowałem się na terenie jednostki wojskowej - relacjonuje Marzec.

Zatrzymano mnie i także innych dziennikarzy w momencie gdy zbliżaliśmy się do płotu otaczającego jednostkę wojskową, która znajduje się na terytorium lotniska Siewiernyj. Nie znajdowaliśmy się na terytorium jednostki wojskowej ani lotniska. Mimo to pojawiło się trzech żołnierzy, którzy nas zatrzymali twierdząc, że złamaliśmy prawo, ponieważ próbowaliśmy dostać się na teren jednostki wojskowej - dodaje korespondent RMF FM w Moskwie.

Nie wiem jakie mogą być konsekwencje tego zatrzymania. W tej chwili składamy wyjaśnienia. Z tego co wiem, znając rosyjską praktykę sądową, jeżeli mowa o naruszeniu administracyjnym, to taka sprawa z reguły trafia do sądu- twierdzi Marzec.