"Żaden mój wyborca nie może popierać politycznej przemocy, ani okazywać braku szacunku dla naszych wartości" - podkreśla w specjalnym oświadczeniu Donald Trump. Na Twitterze Białego Domu prezydent Stanów Zjednoczonych komentuje zamieszki na Kapitolu. "Potępiam przemoc, którą widzieliśmy w tamtym tygodniu" - komentuje. W nagraniu trwającym ponad 5 minut nie odniósł się w żaden sposób do przegłosowania przez Izbę Reprezentantów artykułu impeachmentu.

Chcę powiedzieć jasno. Absolutnie potępiam przemoc, którą widzieliśmy w tamtym tygodniu. W naszym kraju nie ma miejsca na przemoc i wandalizm! W czynieniu Ameryki lepszą zawsze chodziło o ochronę praworządności, wspieranie praw kobiet i podtrzymaniu naszych najważniejszych wartości - mówił w specjalnym nagraniu Donald Trump.

Jak dodał, takie rozruchy to zaprzeczenie tego, w co wierzy i co oznacza amerykańska polityka.



W nagraniu zaznaczył też, że wszyscy uczestnicy wydarzeń z ostatniego tygodnia (zamieszek na Kapitolu - przyp. red.) zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. 

Zwracam się do wszystkich, którzy wierzą w nasze działania. Łagodźmy spory, promujmy pokój w naszym kraju. Mówi się o kolejnych demonstracjach, zarówno w Waszyngtonie, jak i w całych Stanach Zjednoczonych. Każdy Amerykanin zasługuje, by jego głos został usłyszany z szacunkiem. Takie prawo wynika z pierwszej poprawki do Konstytucji - stwierdził Trump.

Jak podkreślił, obecne czasy są trudne i niespokojne. Najważniejsze teraz jest słuchanie siebie nawzajem, a nie uciszanie się nawzajem. Skupmy się na interesie wspólnym, narodowym, by dostarczyć cudowne szczepionki, które pomogą zwalczyć pandemię, odbudować naszą gospodarkę i chronić nasze narodowe bezpieczeństwo. Wzywam Amerykanów, by nie dali się ponieść emocjom i zjednoczyli się w słusznej sprawie - powiedział na koniec Trump.

Prezydent w żaden sposób nie odniósł się do przegłosowania w środę przez Izbę Reprezentantów artykułu impeachmentu.

Trump oskarżony o "podżeganie do powstania"

Przy bezprecedensowych środkach bezpieczeństwa Izba Reprezentantów USA przegłosowała w środę artykuł impeachmentu prezydenta Donalda Trumpa, w którym zarzuca mu "podżeganie do powstania". Tym samym formalnie postawiono go w stan oskarżenia. 

To pokłosie dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się w ubiegłym tygodniu w amerykańskim Kongresie.

"Za" artykułem głosowało 232 parlamentarzystów, w tym 10 Republikanów. "Przeciwko" opowiedziało się 197.

Losy Trumpa zależą teraz od Senatu, ale ze względu m.in. na kwestie proceduralne mało prawdopodobne jest, by proces w tej izbie rozpoczął się przed 20 stycznia. Do uznania Trumpa winnym trzeba głosów 67 ze 100 senatorów.

Zamieszki w Kapitolu. Nie żyje 5 osób

Zwolennicy Donalda Trumpa wdarli się 6 stycznia do Kapitolu, gdzie Kongres zatwierdzał wybór Joe Bidena na nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych. 

Senat został zmuszony przerwać obrady, z budynku ewakuowano m.in. wiceprezydenta Mike'a Pence'a, przyszłą wiceprezydent Kamalę Harris oraz spikerkę Izby Reprezentantów Nancy Pelosi.

Jedna osoba została postrzelona, a z powodu zadanych ran zmarł również policjant.

Przed gmachem zmarły kolejne trzy osoby, jedna z nich została stratowana przez tłum. Życie straciło łącznie pięć osób. 

Postrzeloną kobietą była 35-letnia Ashli Babbitt. Przez 14 lat służyła w amerykańskiej armii - w siłach powietrznych. 

W związku z wydarzeniami w Kongresie szef policji Kapitolu Steven Sund złoży rezygnację 16 stycznia. Oświadczył, że policja przygotowana była na pokojową demonstrację zwolenników prezydenta i nie spodziewała się tak brutalnego ataku. 

Dodał, że w czasie swojej 30-letniej służby policyjnej nie doświadczył czegoś tak wstrząsającego.

Przedstawiciele straży Kapitolu anonimowo przyznają, że było ich zbyt mało, by odeprzeć tłum. Narzekają także na brak koordynacji działań. Sund utrzymywał, że napór protestujących był przytłaczający, a podległe mu oddziały były brutalnie atakowane.

Jak informuje Associated Press, trzy dni przed protestami Pentagon zapytał straż Kapitolu, czy potrzebuje wsparcia Gwardii Narodowej. Gdy tłum wtargnął do budynku, resort obrony zaoferował agentów FBI. Straż według doniesień AP dwukrotnie odrzuciła oferty pomocy.