W skrócie można powiedzieć: bardzo dużo. Uprawnienia prezydenta Stanów Zjednoczonych są daleko większe niż przywódców wszystkich innych państw demokratycznych. Włodarz Białego Domu jest premierem stworzonego przez siebie rządu, czyli kształtuje, na przykład, politykę gospodarczą, społeczną, oraz bezpieczeństwa kraju.

Prezydent jest naczelnym dowódcą amerykańskiej armii: to on decyduje, kto będzie szefem sztabu generalnego, on sam może zdecydować, czy wysłać wojsko za granicę, jeśli wymaga tego bezpieczeństwo kraju (oczywiście, zawsze potrafi to odpowiednio uzasadnić). Jako dowódca amerykańskiej armii i głowa państwa posiada kody startowe broni atomowej czyli tzw. nuklearny guzik. De facto, dowodzi najpotężniejszą armią świata.

Ma tajne służby, ale ustawy nie napisze

Pod prezydencką komenda znajdują się także służby specjalne: czyli kilkanaście różnych agencji wywiadowczych i kontrwywiadowczych (cywilne służby, wywiad i kontrwywiad wojskowy podlega władzom wojskowym a te, jak wiadomo, prezydentowi.) Szefowie cywilnych służb specjalnych odpowiadają przed dyrektorem Centralnej Agencji Wywiadowczej, a ten ostatni przed prezydentem (dyrektora CIA wyznacza prezydent). To gospodarz Białego Domu wydaje rozkazy tajnym służbom, zleca tajne operacje (na przykład, w latach 60. i 70. operacje CIA w krajach Ameryki Łacińskiej czyli usuwanie niewygodnych Ameryce szefów państw i zastępowanie ich przychylnymi USA.) Prezydent decyduje też o polityce zagranicznej kraju. On mianuje i odwołuje ambasadorów, podpisuje traktaty i międzynarodowe porozumienia. Prezydent mianuje także prokuratora generalnego i sędziów Sądu Najwyższego. Prokurator generalny jest jednocześnie sekretarzem sprawiedliwości.

Oczywiście, władza każdego szefa demokratycznego państwa jest ograniczona. W USA, taką barierą jest parlament czyli Kongres. Kongresmeni mogą nie zgadzać się z decyzjami prezydenta i blokować je, mogą obcinać środki finansowe (na przykład: na program zbrojeń kosmicznych czy tarczę antyrakietową) czy odmówić ratyfikowania ustaw międzynarodowych, które wcześniej podpisał prezydent. I jeszcze jedno: amerykański prezydent nie ma inicjatywy ustawodawczej: projekt ustaw mogą wnosić tylko sami kongresmeni. Oni też mogą go odwołać, choć w historii USA nie udało się tego dokonać ani razu.

Impeachment - czyli jak po amerykańsku usunąć prezydenta

Czy kłamstwa, pokrętne tłumaczenia i niemoralne prowadzenie się wystarczają, by odsunąć amerykańskiego prezydenta od władzy? Według konstytucji, by poddać przywódcę USA procedurze "IMPEACHMENTU", należy wykazać, że popełnił on "poważne przestępstwa i wykroczenia, dopuścił się zdrady lub przekupstwa". Procedurę impeachmentu rozpoczyna Kongres. Do tej pory próbował tego trzy razy. Jak dotąd bez skutku. Trudno bowiem czasami wykazać, co jest, a co nie jest "poważnym przestępstwem"...

Jak to się robi w USA

Członka rządu lub urzędnika publicznego może w USA usunąć tylko parlament czyli Kongres. Akt oskarżenia przygotowuje komisja sprawiedliwości Izby Reprezentantów, potem debatuje nad nim cała Izba, która oskarżenie odrzuca bądź przyjmuje (zwykłą większością głosów). Sprawa trafia do Senatu (oczywiście, jeśli zostanie wcześniej przegłosowana w Izbie). Tam odbywa się prawdziwa rozprawa, pod przewodnictwem sędziego Sądu Najwyższego: są i obrońcy i oskarżyciele; zeznają świadkowie. Ławą przysięgłych jest wszystkich stu senatorów. Później odbywa się głosowanie: jeśli co najmniej dwie trzecie poprze wniosek oskarżycieli, prezydent USA traci pracę. Decyzja senatorów jest nieodwołalna. Amerykańska konstytucja jest jednak na tyle elastyczna, że trudno czasami ustalić czy w zakres pojęcia "inna poważna zbrodnia lub przestępstwo", wchodzi na przykład występek przeciwko moralności (przypadek Billa Clintona) czy tylko, na przykład zdrada bądź korupcja. Dlatego kongresmeni sami decydują, co oznaczają te pojęcia.

Do trzech razy sztuka i ...wciąż bez skutku

Do tej pory Ameryka obserwowała trzy próby usunięcia prezydenta ze stanowiska. Po raz pierwszy, po ten instrument prawny sięgnięto w 1868 roku. Izba Reprezentantów oskarżyła prezydenta Andrew Johnsona o korupcję i oszustwa wyborcze. Do odsunięcia zabrakło jednego głosu w Senacie. Po raz drugi uruchomiono procedurę 106 lat później i miało to związek z aferą WATERGATE. W 1974 roku, Komisja sprawiedliwości zredagowała już część aktu oskarżenia przeciwko urzędującemu prezydentowi Richardowi Nixonowi. Prezydent jednak sam ustąpił ze stanowiska, nie czekając na bieg wydarzeń w Kongresie. Równie głośną była sprawa (choć może bardziej z powodu jej seksualnego aspektu) próby odsunięcia od władzy Billa Clintona, oskarżanego przez niezależnego prokuratora o tuszowanie romansu z Monicą Lewinsky, stażystką w Białym Domu. Sprawa WATERGATE miała bowiem aspekt czysto polityczny i kryminalny (czy prezydent wiedział?, czy nakazał?) W przypadku afery "rozporkowej" (WATERGATE - ZIPPERGATE, gra słów: zip oznacza zamek) kluczowe pytania mają nieporównanie bardziej osobisty, by nie powiedzieć niesmaczny, charakter, co jest, a co nie jest stosunkiem seksualnym? (Clinton bronił się, że nie odbywał stosunku seksualnego bo uprawiał tzw. miłość francuską) Tak czy inaczej, Senat zagłosował przeciwko usunięciu prezydenta, a Bill Clinton nie został pierwszym przywódcą w historii Stanów Zjednoczonych, którego usunięto ze stanowiska.