Co najmniej kilka godzin może potrwać tłoczenie świeżego powietrza do zagrożonego rejonu w kopalni "Krupiński" w Suszcu koło Pszczyny. W zagrożonym rejonie - prawie kilometr pod ziemią - jest sześciu górników, w tym dwóch ratowników. Jak poinformował prezes JSW, do której należy kopalnia, udało się nawiązać kontakt głosowy z nimi. Na razie nie wiadomo w jakim są stanie.

Już wcześniej nawiązano kontakt z czterema górnikami. Później na kilkadziesiąt minut go utracono. Mężczyźni są w miejscu w miarę bezpiecznym. Schowali się w pobliżu tzw. lutniociągu, którym na dół tłoczone jest świeże powietrze.

Na miejsce wezwano śmigłowiec ratowniczy.

Prezes Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach Piotr Litwa mówił rano, że według informacji przekazanych przez ratowników w nocy, górnicy mieli głowy w lutniociągu, który dostarcza im świeże powietrze. Dzięki temu, że ci pracownicy w pewnym momencie potrafili się tak zachować, ratownicy, którzy ok. północy do nich dotarli, stwierdzili, że choć na pewno mają jakieś obrażenia, żyją - wskazał Litwa.

Do pewnego momentu mieliśmy nadzieję, że ta akcja zakończy się o wiele wcześniej. Przed godziną 1 w nocy okazało się, że na skutek niesprzyjających okoliczności dwóch ratowników zostało najprawdopodobniej w rejonie, w którym przebywa czterech poszkodowanych ratowników - zaznaczył Litwa.

Do wypadku doszło w czwartek przed godziną 20 na poziomie 820 metrów. W pobliżu miejsca zapalenia się metanu były 32 osoby. Poparzonych zostało 12 górników. Siedmiu przetransportowano na powierzchnię krótko po wypadku, a jeszcze jednego kilka godzin później.

Ostatniego górnika udało się wyprowadzić z chodnika, w którym - wraz z innymi czterema pracownikami - przebywał cztery godziny po wypadku. Szybko pogarszające się warunki związane m.in. z podziemnym pożarem uniemożliwiły wydobycie pozostałych pracowników. Nad ranem za zaginionych uznano też dwóch ratowników, którzy pracowali, by umożliwić dojście do odciętych w wyrobisku górników.