„Strzeż się tych miejsc” - śpiewał kiedyś Lech Janerka, opisując wrocławski trójkąt bermudzki, czyli jedno z najniebezpieczniejszych osiedli Wrocławia. Teraz do mapy punktów, które warto omijać szerokim łukiem dopisać trzeba park Andersa na wrocławskich Krzykach.

Wieczorem w parku Andersa panują egipskie ciemności, gdyż nie działa ani jedna latarnia - zostały one albo zniszczone, albo wycięte przez złodziei złomu. Co 10-15 m stoją metalowe kikuty, które kiedyś były lampami. Na wysokości mniej więcej 1,5 m są zaspawane, bo wciąż w środku tych metalowych rur są kable, które przecież też mogą być atrakcyjne dla złodziei.

Dosłownie na palcach jednej ręki można policzyć lampy, na których są jeszcze klosze, ale one też nie działają, bo nie ma w nich żarówek. Miasto nie ma pieniędzy na remont zniszczonych głównie podczas ostatniej zimy lamp no i teraz prowadzi spór z dostawcą prądu o to, kto ma je naprawić. Nikt nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, kiedy znowu będą świecić.

Mieszkańcy Wrocławia uważają, że żeby zaradzić kradzieżom, które mają miejsce w parku cały czas musiałaby po nim spacerować policja albo straż miejska.

Policja na ten temat ma odmienne zdanie i przedstawia inny sposób na to, by park stał się bezpieczniejszy dla mieszkańców i nieprzystępny dla złodziei: