Na dzień przed zaprzysiężeniem George\'a W. Busha na drugą kadencję prezydencką amerykańska stolica zamieniła się w fortecę. Jednak i tak te wszystkie kontrole i zapory nie są do końca szczelne.

W kluczowych punktach Waszyngtonu pojawiły się wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych, niebo patrolują myśliwce i helikoptery. Na każdym rogu ulicy stoją uzbrojeni policjanci, a pracownicy służb miejskich spawają włazy do kanalizacji, by nie można tam było podłożyć bomby.

By dostać się do centrum miasta, trzeba przejść przez szereg kontroli. Utrudnia to podróżowanie. Dlatego pracownicy federalni są zachęcani do pójścia na urlop, inni bez żadnej namowy decydują się na wyjazd z Waszyngtonu.

W tej sytuacji słowa rzecznika Białego Domu brzmią nieco dziwnie: Inauguracja kadencji prezydenta to wspaniała amerykańska tradycja. To możliwość podkreślenia naszego przywiązania do demokracji i wolności.

System bezpieczeństwa w Waszyngtonie ma jednak dziury, co minionej nocy wykazał pewien desperat. Mężczyzna zaparkował swoją furgonetkę niedaleko Białego Domu i groził, że wysadzi ją w powietrze, jeśli nie dostanie prawa do opieki nad dzieckiem. Po kilku godzinach desperat oddał się w ręce policji.