Przywódcy państw Unii Europejskiej znaleźli najmniejszy, ale jednak wspólny mianownik - pomoc humanitarną dla Iraku. Na dwudniowym szczycie w Brukseli panuje chłodna atmosfera i wyraźnie utrzymuje się podział na dwa obozy - przeciwników i zwolenników amerykańskiej polityki wobec Iraku.

Przywódcy UE skupili się na tym, co ich łączy, czyli na pomocy humanitarnej. A ta jest sprawą bardzo pilną. Przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi mówił, że już 50 proc. ludności w Iraku nie ma dostępu do wody. Ostrzegł też, że może dojść do masowej migracji cywilów.

Piętnastka zgodziła się więc – i jest to bardzo ważne w obecnej sytuacji osłabienia roli ONZ – że to właśnie Organizacja Narodów Zjednoczonych będzie odgrywać najważniejszą rolę w okresie powojennym. Chodzi tu przede wszystkim o utrzymywanie pokoju i pomoc humanitarną.

Unijni przywódcy zwrócili się także z apelem do krajów regionu konfliktu o szczególną odpowiedzialność. Jest to tak naprawdę apel skierowany głównie do Turcji. Unia obawia się po prostu, że Turcja będzie chciała wykorzystać sytuację i zawładnąć Kurdystanem.

Na szczycie panuje bardzo napięta atmosfera, zwłaszcza pomiędzy przywódcami krajów popierających Stany Zjednoczone a tymi, którzy sprzeciwiają się polityce prezydenta Busha. Brytyjski premier Tony Blair nie podał ręki prezydentowi Francji Jakowi Chirac’owi. Ani Chirac ani Blair – gdy wchodzili do budynku Rady Unii – nie chcieli rozmawiać z prasą i mieli bardzo posępne miny.

Dzisiaj do dyskusji na temat Iraku włączą się przywódcy krajów kandydujących do Unii.

09:15