W proteście przeciw konkurencji ze strony usług tzw. "przewozu osób" taksówkarze planują jeździć ulicami wokół kancelarii premiera. W petycji, którą mają przekazać Donaldowi Tuskowi, chcą wyrazić swoje zastrzeżenia do kierowców, którzy odbierają im klientów. Domagają się rygorystycznego egzekwowania przepisów dotyczących pracy taksówek przez policję i ITD.

W myśl obowiązujących przepisów, "zwykli" przewoźnicy mogą świadczyć swoje usługi bez wydawanej przez miasto licencji taksówkarskiej. Nie mają obowiązku zdania egzaminu ze znajomości topografii miasta, a usługi powinni świadczyć tylko okazjonalnie. Często jednak upodabniają swoje pojazdy do licencjonowanych, miejskich taksówek i świadczą usługi w ramach korporacji.

W opinii wielu warszawiaków świadczone przez nich usługi są jednak tańsze niż w przypadku taksówek. Urzędnicy ratusza podnoszą zaś argument, że przewoźnicy dopuszczają się niekiedy zawyżania rachunków za przejazd.

Jak powiedział Marcin Ochmański z wydziału prasowego ratusza, do urzędu miasta trafiają skargi, zarówno od mieszkańców miasta, jak i turystów, którzy za jazdę z przewoźnikiem osób płaciły znacznie więcej niż kosztowałaby ich licencjonowana taksówka. Mamy przykłady osób, które za podróż z Dworca Zachodniego na lotnisko, czyli około 10 km, zapłaciły 300-400 zł - powiedział.

W opinii taksówkarzy, tzw. przewoźnicy osób uprawiają piractwo, bowiem zgodnie z ustawą o transporcie drogowym nie mogą umieszczać na swoich pojazdach jakichkolwiek oznaczeń z nazwą, adresem oraz telefonem przedsiębiorcy, a na dachu - lamp (np. z napisem TAXI) czy innych urządzeń technicznych. Mają też zakaz używania taksometrów - w związku z czym cenę wyliczają np. na podstawie wyliczeń GPS-a.