Sprzęt ortopedyczny, do którego dopłaca Narodowy Fundusz Zdrowia, kosztuje o wiele więcej niż ten kupowany prywatnie - informuje "Gazeta Wyborcza". Powód? Bo choć ceny sprzętu spadły, to wyceny resortu zdrowia nie zmieniały się od trzech lat.

Dofinansowanie do przedmiotów ortopedycznych odbywa się na podobnej zasadzie jak do leków. Ministerstwo Zdrowia ogłasza listę produktów (protezy, wózki inwalidzkie, kule, laski, ortezy), do których dopłaca Fundusz. Ustala maksymalną wysokość dopłat.

Aby kupić z refundacją, trzeba dostać zlecenie podpisane przez lekarza, a następnie podbić je w biurze NFZ. Dopiero wówczas można iść na zakupy. Z reguły 70 proc. ceny sprzętu pokrywa Fundusz, resztę trzeba wyłożyć z własnej kieszeni.

Np. naramiennik do unieruchomienia barku, tzw. orteza w sklepach z logo NFZ kosztuje 400-600 zł, a w innych - bez refundacji NFZ - 150-180 złotych. Jeszcze taniej jest w hurcie - u producenta sprzętu można ją kupić za 100 złotych.

Skąd taka różnica? Wyceny resortu zdrowia na sprzęt ortopedyczny nie zmieniały się od 2009 r. A w tym czasie ceny spadły, więc właściciele sklepów z logo NFZ zarabiają coraz więcej. Małopolski Fundusz - jak wylicza gazeta - w 2009 r. na zaopatrzenie ortopedyczne wydał prawie 55 mln zł, w ub.r. - o 10 mln więcej.

Rzecznik prasowy NFZ Andrzej Troszyński stwierdza: czekamy na nowe rozporządzenie cenowe Ministerstwa Zdrowia. Dopóki się nie zmieni, płacimy według cennika, który obowiązuje - mówi.