Przedstawiciele mniejszości niemieckiej składają skargę do Komisji Europejskiej. Mówią o wydarzeniu bez precedensu, kiedy do polskiego systemu prawnego została wprowadzona norma prawna otwarcie dyskryminująca grupę obywateli Polski.

Chodzi o rozporządzenie ministra edukacji i nauki, opublikowane 4 lutego, które od 1 września ogranicza liczbę lekcji języka niemieckiego z trzech, do jednej tygodniowo. Wyłącznie dla mniejszości niemieckiej.

Więcej pisaliśmy tutaj: Godzina niemieckiego zamiast trzech. Przedstawiciele mniejszości oburzeni

Pojawił się strach przed tym, że kultura niemiecka i dziedzictwo niemieckie, są niechciane w Polsce - mówi w rozmowie z RMF FM Rafał Bartek, przewodniczący Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Niemców na Śląsku Opolskim, wiceprzewodniczący Związku Niemieckich Stowarzyszeń w Polsce.

Socjologowie badający nasze środowisko wskazują, że pierwszy raz w historii tych badań spotykają się z przypadkami, gdzie rodzice i dzieci mówią o tym, że obawiają się pielęgnować niemiecką kulturę i język, słysząc, jak o tym mówią politycy - dodaje.

Dwaj przedstawiciele mniejszości niemieckiej w ubiegłym tygodniu poinformowali premiera o zawieszeniu swojego udziału w pracach Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Decyzję poprzedziły rozmowy z wiceministrem MSWiA Błażejem Pobożym, jako odpowiedzialnym za kwestie mniejszościowe z ramienia polskiego rządu, a przede wszystkim fakt, że komisja została pominięta w procesie ustanawiania nowego prawa.

Wszelkie akty prawne dotyczące mniejszości, powinny być przekazywane do zaopiniowania dla komisji, która jest organem opiniodawczo-doradczym Prezesa Rady Ministrów i miejscem wypracowywania polityki państwa, w dialogu między stroną rządu rządową i mniejszościami - tłumaczy Grzegorz Kuprianowicz, współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych i Etnicznych przedstawiciel mniejszości ukraińskiej.

W tym przypadku obydwa rozporządzenia ministra MEiN, z 4 lutego i 10 lutego 2022 roku, w ogóle nie zostały przekazane do opiniowania dla komisji wspólnej rządu i mniejszości - tłumaczy.

Trwa tworzenie arkuszy organizacyjnych w szkołach na kolejny rok szkolny. Dyrektorzy podejmują trudne decyzje, a nauczyciele dowiadują się, że od 1 września liczba godzin zmniejszy się z trzech do jednej tygodniowo.

Te regulacje obejmują mniejszość niemiecką również wstecz, bo ograniczenie obowiązuje dla uczniów wszystkich klas, a nie tylko tych, którzy dopiero pójdą do szkoły - mówi Rafał Bartek. Ale też tego, który jest w klasie siódmej, ósmej czy licealnej. Natomiast rodzic, który parę lat temu składał wniosek o objęcie dziecka nauczaniem języka mniejszości, zamiast trzech, od września będzie otrzymywał jedną godzinę. To prawo absolutnie dyskryminuje jedną mniejszość.

Przedstawiciele komisji próbowali zainteresować problemem resort spraw wewnętrznych i administracji i kancelarię premiera, ale jak mówią, nie wzbudzili zainteresowania.

"Otwarta dyskryminacja pewnej grupy obywateli Rzeczpospolitej"

Tak naprawdę nie chodzi wyłącznie o ograniczenie liczby godzin, o jakąś oszczędność w budżecie - dodaje Bernard Gaida, przewodniczący Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce.

Tylko o dyskryminację, która jest zakazana w Konstytucji, w aktach prawa międzynarodowego ratyfikowanych przez Polskę. Dyskryminacji bolesnej, kiedy podamy konkretne przykłady. W jednej ze szkół, do której uczęszczają dzieci trzech mniejszości: ukraińskiej, kaszubskiej i niemieckiej. Do tej pory dzieci rozchodziły się w pewnym momencie dnia na 3 godziny zajęć ze swojego ojczystego języka. Rozporządzenie spowoduje, że od pierwszego września, dziecko ukraińskie pójdzie na 3 godziny ukraińskiego, dziecko kaszubskie na 3 godziny kaszubskiego, a dziecko niemieckie będzie miało 45 minut tygodniowo. Nie potrafimy ani temu dziecku, ani jego rodzicom wytłumaczyć tego innym słowem, niż dyskryminacja - puentuje Gaida.

Niebezpieczny precedens budzi obawy, nie tylko przedstawicieli mniejszości, której dotyczy ograniczenie. Coś, co dzisiaj dotyka mniejszość niemiecką, za chwilę może dotknąć kolejne.

Do polskiego obiegu prawnego została poprzez przepisy wprowadzona norma prawna otwarcie dyskryminująca pewną grupę obywateli Rzeczpospolitej, według kryterium narodowościowego - mówi w rozmowie z reporterką RMF FM Grzegorz Kuprianowicz, przedstawiciel mniejszości ukraińskiej. Kwintesencja całego problemu jest to, że w systemie prawnym państwa demokratycznego nie mogą obowiązywać normy prawne, które w otwarty sposób dyskryminują kogokolwiek. A tak się dzieje.

Rozporządzenie narusza też akty prawa międzynarodowego, w tym Europejską Kartę Języków Regionalnych Mniejszościowych. Eksperci Rady Europy, poinformowani o sytuacji, zareagowali w ciągu dwóch dni.

Zaskoczony tą szybkością reakcji usłyszałem, że odkąd obowiązuje karta, nie było takich przypadków w Europie, w którym państwo stworzyłoby we własnych przepisach prawnych, wobec uznanych przez siebie mniejszości narodowych i etnicznych, dwóch kategorii. Takich, w których jednym należy się więcej, innym mniej - podkreśla Bernard GaidaDziś widzimy tylko taką możliwość, że musimy odwołać się do drogi prawnej. Ta droga prawna prowadzi na poziomie europejskim poprzez Komisję Europejską.

W ramach skargi wniesiono o zabezpieczenie w takiej postaci, żeby dzieci miały prawo do edukacji od 1 września, na aktualnie obwiązujących zasadach.

Kiedy minister Czarnek słusznie przekonuje, że dzieci ukraińskie to są nasze dzieci, które musimy objąć taką samą opieką, jaką obejmujemy dzieci polskie, nie można w tym samym czasie dyskryminować dzieci mniejszości niemieckiej - mówi Rafał Bartek. To sytuacja niewyobrażalna, że z jednej strony mówimy o tym, jak wspaniale się jednoczymy, jak potrzebujemy jedności, a z drugiej - komuś ze względu na narodowość ograniczamy prawo do edukacji.

Ograniczenie w wymiarze praktycznym dotyczy 50 tys. uczniów.

Budowniczowie mostów między Polską i Niemcami

Tak naprawdę polityka mniejszościowa jest polityką godnościową i nierówne potraktowanie jednej społeczności godzi w godność każdego członka tej społeczności, nawet jeżeli już nie ma z procesem edukacyjnym do czynienia - mówi Bernard Gaida. Po prostu czuje się obywatelem drugiej kategorii.

Społeczności mniejszościowe często nazywa się budowniczymi mostów porozumienia pomiędzy narodami - mówi Rafał Bartek. To jest tak, że mniejszości narodowe żyjące w Polsce to są mniejszości złożone z tych państw, narodów, które z nami sąsiadują. My również czujemy się budowniczymi mostów między Polską i Niemcami. Dlatego nasza społeczność nie rozumie, szczególnie ci najmłodsi, tego, co się dzieje. Właśnie w momencie, kiedy tego porozumienia i jedności jeszcze bardziej nam potrzeba, kiedy potrzebujemy ekspertów w zakresie integracji między narodami, to nagle tych ekspertów wyrzuca się na bruk. Myślę tutaj o nauczycielach, wykształconych przez polski system edukacji, przez polskie państwo, którzy tutaj pracują.

Przedstawiciele mniejszości zwrócili się z prośbą do premiera, żeby na podstawie zapisu konstytucji złożył wniosek do Rady Ministrów o uchylenie tych rozporządzeń, jako aktów prawnych, które nie powinny funkcjonować w systemie prawnym Polski. 

Treść skargi, jaką Związek Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych złożył do Komisji Europejskiej

Opracowanie: