W parlamencie coraz głośniej o „autoreformach”. Prezydium Sejmu pracuje nad takimi zmianami w regulaminie, które mają usprawnić współpracę koalicji z opozycją, a przy okazji ograniczyć trochę rolę marszałka Sejmu. Jest wśród nich pomysł wstępnego opiniowania wszystkich projektów ustaw przez komisję finansów.

Projekty ustaw nie będą mogły leżeć w marszałkowskiej zamrażarce dłużej niż cztery miesiące, a sam marszałek, wzorem poprzednika Ludwika Dorna, nie będzie mógł odwlekać w nieskończoność wniosku o swoje odwołanie. Opozycja będzie musiała jednak od razu wskazać jego następcę.

Na te dwa pomysły opozycja patrzy raczej przychylnym okiem, podejrzenia wzbudza rewolucyjny pomysł trzeci. To propozycja zaczerpnięta z niemieckiego Bundestagu. Marszałek Komorowski chce, by wszelkie projekty ustaw trafiały najpierw na łono komisji finansów, tak, by mogła ona ocenić, czy są pieniądze na realizację projektu. Chodzi o to, by uniknąć beztroski w przyjmowaniu projektów ustaw, na które po prostu nie ma pieniędzy - tłumaczy Komorowski.

Nie wiem, czy to nie jest kolejny wytrych marszałka - zastanawia się głośno i podejrzliwie Mariusz Kamiński. Polityk PiS-u obawia się, że marszałek chce w ten sposób blokować legislacyjne zapędy posłów opozycji: Aby te projekty długo, długo leżały i nie były omawiane przez poszczególne komisje - twierdzi.

Co do reszty PiS i lewica są wyjątkowo zgodne: o usprawnieniu prac Sejmu trzeba rozmawiać. Marszałek daje na to czas sobie i prezydium izby do końca czerwca, marzy mu się, by zmiany weszły w życie jeszcze przed wakacjami parlamentu.