Donald Tusk przeprasza. To się nie powinno zdarzyć i więcej się nie powtórzy - mówi szef rządu o swojej nieobecności na sejmowych głosowaniach. W czwartek wieczorem, gdy w Sejmie trwały głosowania, premier biegał bowiem za piłką z kilkoma kolegami z rządu i kilkoma posłami Platformy. O głosowaniach podobno nie wiedzieli. Szef rządu zapłaci więc 300 złotych za nieobecność, ale uniknie klubowej kary.

Drużynę Donalda Tuska przyłapali na boisku dziennikarze TVN. Z wpadki wyciągnięto już wniosek - premier ma być lepiej informowany, kiedy są głosowania w Sejmie, ponieważ - jak tłumaczy rzecznik rządu Paweł Graś - zawiodła komunikacja. Zazwyczaj głosowania są w piątki rano. Tym razem były w czwartek wieczorem, a to czas w kalendarzu premiera zarezerwowany na piłkę nożną. Informacja do pana premiera na czas nie dotarła, a nie jest żadną tajemnicą, że czwartek późnym wieczorem pan premier przeznacza na trening piłkarski.

Zaskakujące, że informacja o głosowaniach nie dotarła również do wicepremiera Schetyny i ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, ministra Sławomira Nowaka, posłów Koseckiego, Biernata i Rasia. Wszyscy oni akurat należą do piłkarskiej grupy Tuska. Pozostali wiedzieli i byli na głosowaniach. Trudno uwierzyć, że premier nie wiedział o czwartkowych głosowaniach. Były one w sejmowej rozpisce od wtorku. Po drugie w Kancelarii Premiera działa specjalny departament parlamentarny, który monitoruje wydarzenia w Sejmie.

Powinienem w takich sytuacjach zdecydowanie bardziej pilnować kalendarza. Wszystkich, którzy poczuli się dotknięci, przepraszam - skomentował swoją i towarzyszy sejmową ignorancję Donald Tusk.

Premier nic nie wpisze w usprawiedliwieniu, albowiem oczywiście nie będzie pisał usprawiedliwienia (...) Bierzemy tą winę na siebie i bijemy się w piersi - zapewnił reportera RMF FM Mariusza Piekarskiego rzecznik rządu Paweł Graś. I dodał, że żaden z czwartkowych kompanów Donalda Tuska nie będzie próbował swojej nieobecności w Sejmie usprawiedliwić:

Teraz brak usprawiedliwienia będzie kosztować drużynę Tuska po 300 złotych kary. Powinni postąpić zgodnie z własny sumieniem. Mnie sumienie podpowiada, że nie powinni tej nieobecności fałszywie usprawiedliwiać - komentował sprawę wicemarszałek Sejmu Jarosław Kalinowski.

Drużyna Tuska będzie więc musiała wysupłać z kieszeni po trzysta złotych kary za sejmową ignorancję. Klubowa kara raczej jednak amatorom piłki nożnej nie grozi - a z pewnością uniknie jej sam premier. Dlaczego? O to zapytał szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego reporter RMF FM Mariusz Piekarski: