Za gruba do pracy – taki zarzut usłyszała od swojej szefowej pracownica jednego z łódzkich butików. Kobieta postanowiła bronić swoich praw przed sądem. Choć łatwo nie było, cała historia zakończyła się dla pani Katarzyny happy endem.

Wszystko zaczęło się rok temu, gdy zamiast upragnionej umowy o pracę w butiku, kobieta została z dnia na dzień zwolniona. - Szefowa stwierdziła, że jestem za gruba i nie mogę pracować w tym sklepie - wspomina. Przyznaje, że był to dla niej szok – na drugi dzień spotkała się z szefową po raz drugi, by upewnić się co do zarzutu.

Sprawa trafiła do sądu. - Kosztowało mnie to bardzo dużo nerwów, ale opłacało się - przyznaje. Sąd przyznał jej rację i 4,5 tysiąca złotych odszkodowania. Sama pani Katarzyna znalazła wreszcie pracę w butiku – w tej samej galerii handlowej, kilkadziesiąt metrów dalej.

Łodzianka jest jednak jednym z niewielu wyjątków. Do tamtejszego oddziału Państwowej Inspekcji Pracy wpływa bowiem niewiele wniosków osób, które czuły się dyskryminowane zawodowo. - Skarg na tle dyskryminacji mieliśmy 10 - przyznaje Jerzy Iwaszkiewicz z PIP.

Wspomina historię kobiety, której pracodawca zabronił wyjść za mąż. - To jednak rzadkość. Najczęściej powodem do dyskryminacji jest kryterium wiekowe - mówi i dodaje, że w czasie rozmów z pracodawcą padają też pytania o poglądy polityczne czy przekonania religijne. Właśnie taki przebieg rozmowy kwalifikacyjnej powinien już zwrócić naszą uwagę. Wszak czasami zamiast sprawy w sądzie problem może rozwiązać upomnienie pracodawcy czy nałożona na niego grzywna.