Przed poznańskim sądem rozpoczął się proces Waldemara B. oskarżonego o zabójstwo i usiłowanie zgwałcenia Zyty Michalskiej w 1994 r. Waldemar B. nie przyznał się w sądzie do zarzucanych mu czynów. Odmówił też składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania, z wyjątkiem pytań zadawanych przez jego obrońcę.

Śledztwo rozwiązali policjanci z Archiwum X

Zyta Michalska zginęła w Wielkanoc 3 kwietnia 1994 r. Tego dnia 20-latka po raz ostatni była widziana, gdy szła na spacer w stronę lasu. Jej zwłoki znaleziono dzień później w lesie, kilkaset metrów od jej domu w Mikuszewie koło Wrześni. Sekcja zwłok wykazała, że kobieta zmarła w wyniku uduszenia. Śledztwo zostało umorzone w związku z niewykryciem sprawcy.

Na początku 2019 r. policjanci z poznańskiego Archiwum X postanowili wrócić do tej sprawy i otrzymali na to zgodę poznańskiej Prokuratury Okręgowej. Policja zaapelowała także o kontakt wszystkie osoby mające jakiekolwiek informacje na temat zdarzenia z 1994 r.

Analiza danych zebranych przez prokuraturę oraz policjantów z poznańskiego Archiwum X, w tym weryfikacja genetyczna śladów biologicznych ujawnionych na ciele i odzieży ofiary, dała podstawy do zatrzymania w grudniu ub. roku Waldemara B. i przedstawienia mu zarzutu zabójstwa oraz usiłowania zgwałcenia pokrzywdzonej. W środę przed Sądem Okręgowym w Poznaniu rozpoczął się proces mężczyzny.

"Nic nikomu nie powiedziałem"

Waldemar B. nie przyznał się w sądzie do zarzucanych mu czynów. Odmówił też składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania, z wyjątkiem pytań zadawanych przez jego obrońcę.

W poprzednich zeznaniach - odczytanych w środę przez sąd - Waldemar B. szczegółowo opisał przebieg zdarzeń sprzed 26 lat. Wiem, że to był czas świąteczny, świąt wielkanocnych. Ja miałem swoje problemy w domu, miałem wieczne awantury z matką i siostrami. Tego dnia wyjechałem rowerem do lasu. Jadąc z górki oparłem się o kierownicę i paliłem papierosa. Nagle z krzaków wyszła jakaś kobieta. Ja nie wiedziałem, że to jest Zyta Michalska. Ja jej nie znałem, mieszkałem 6-7 kilometrów od miejscowości, w której ona mieszkała. Na drugi dzień już wiedziałem, że tą kobietą była Zyta Michalska - podkreślił oskarżony.

Zaznaczył, że Zyta Michalska weszła pod jego rower, Waldemar B. przewrócił się na ziemię. Ona na mnie zaczęła krzyczeć, uderzyła mnie otwartą ręką prosto w twarz. Ja jej oddałem. Ona wówczas obaliła się, usiadła na tyłek. Wzięła jakiś kij, uderzyła mnie nim w twarz. Ja ją znowu odepchnąłem. Jak Zyta Michalska leżała na ziemi zauważyłem, że obok leży kupka kamieni z pola. Wziąłem jeden z tych kamieni i mocno uderzyłem ją w głowę. Wydaje mi się, że uderzyłem raz. Zyta Michalska leżała na ziemi, nic nie mówiła. Mocno krwawiła, chyba z nosa - podkreślił.

Następnie chciałem upozorować zgwałcenie. Nie miałem noża, rozerwałem pasek i spodnie. Zyta była chyba jeszcze przytomna, szamotała się. Wiem, że mnie próbowała bić, na pewno mnie drapała po twarzy. Opuściłem jej spodnie. Nie pamiętam, czy podciągnąłem jej biustonosz i bluzkę. Pamiętam, że Zyta Michalska przewróciła się na brzuch, a ja wówczas za kaptur kurtki pociągnąłem ją w głąb lasu. Przeciągnąłem ją ze ścieżki kilka metrów, tam ją zostawiłem. W strachu zabrałem rower i pojechałem prosto do domu. W domu była mama. Wjechałem do garażu i tam się powycierałem z krwi. Nic nikomu nie powiedziałem - dodał.

Waldemar B. podkreślił, że z nikim nie rozmawiał o tym zdarzeniu. Wydaje mi się, że siostry podejrzewały, że ja to zrobiłem, czyli że zabiłem Zytę Michalską. Żałuję tego. Całe 26 lat o tym myślę. Bywały takie dni, że miałem dość i chciałem się zgłosić na policję. Teraz mam spokój duszy - mówił w śledztwie.

W sądzie Waldemar B. powiedział, że przyznaje się tylko do uderzenia Zyty Michalskiej.

Żona Waldemara B.: Nie wierzę w to, co się stało

Dziś sąd przesłuchał żonę oskarżonego Dorotę B. Kobieta mówiła, że jej mąż nigdy nie był w stosunku do niej ani do dzieci agresywny. Wskazała, że był spokojnym człowiekiem, to on utrzymywał rodzinę. 

Dorota B. zaznaczyła, że nie wiedziała o zdarzeniu z 1994 r. Po zatrzymaniu męża ja cały czas korzystam z pomocy psychologa. Córki też korzystały, na początku. Ja nie wierzę w to, co się stało. Córki też nie wierzą. Jesteśmy w szoku. Piszemy listy do oskarżonego - mówiła w sądzie Dorota B.

"Zachowywał się normalnie"

Zeznania składały także siostry Waldemara B. Ewa M. powiedziała, że w dniu, kiedy doszło do zabójstwa Zyty Michalskiej, widziała się z bratem. Jak przyjechałam do mamy, to brat był wtedy w domu. Brat był podrapany na twarzy. To były świeże zadrapania, na pewno to nie były strupy. Pytałam brata o te zadrapania, a on powiedział, że wpadł w jeżyny. Zachowywał się normalnie. Jeszcze śmialiśmy się z tego, że poszedł i wpadł w te jeżyny - mówiła.

O zabójstwie dowiedzieliśmy się, jak znaleziono ciało. Ja mieszkam dwa kilometry od miejsca tego zdarzenia. Było o tym głośno. My wtedy raczej nie podejrzewaliśmy nikogo o udział w tym zdarzeniu. Ani ja ani nikt z mojej rodziny nie podejrzewał też brata o udział w tym zdarzeniu - dodała.

Kobieta zaznaczyła, że jej brat bywał agresywny, także wobec niej. Wiecznie były z nim problemy. Nie byłam zaskoczona zatrzymaniem brata (...) W mojej ocenie brat jest zdolny do takiej przemocy, żeby kogoś pozbawić życia - wskazała.

Druga siostra oskarżonego Małgorzata S. powiedziała w sądzie, że pamięta, że kiedy przyjechała w święta wielkanocne w 1994 r. odwiedzić mamę, spotkała w domu brata. Kobieta również stwierdziła, że jej brat miał wtedy zadrapania na twarzy. Wydaje mi się, że mama mogła coś wiedzieć, albo podejrzewać, ale nigdy wprost nie powiedziała, że podejrzewa go o to zabójstwo - zaznaczyła.

My byliśmy normalną, przeciętną rodziną. Rodzice starali się jak mogli. To brat przysparzał rodzicom trosk i kłopotów. My nie byliśmy żadną patologiczną rodziną. To nieprawda, co piszą w gazetach, że brat był bity - dodała.

Kolejna rozprawa odbędzie się 18 maja.