Przed warszawskim sądem ruszył proces dziennikarza Macieja Z. Dziennikarz jest oskarżony o nieumyślne spowodowanie wypadku drogowego, w którym zginął jego kolega, także dziennikarz motoryzacyjny Jarosław Zabiega. Proces ruszył, mimo że Macieja Z. nie było na sali rozpraw.

Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami. Wiadomo jednak, że prokurator odczytał akt oskarżenia. Reprezentujący rodzinę Zabiegi mec. Tadeusz Wolfowicz zapowiedział, że rozprawy będą niejawne na czas składania wyjaśnień przez oskarżonego oraz prezentowania dokumentacji medycznej.

Maciej Z. nie pojawił się w Sądzie Rejonowym Warszawa-Mokotów. Jego obrończyni mec. Grażyna Flis nie chciała zdradzić przyczyn jego nieobecności. Zapewniła, że na kolejnej rozprawie Maciej Z. już się pojawi. Mimo jego nieobecności, sąd zdecydował o rozpoczęciu postępowania. W zeszłym roku kilkakrotnie rozpoczęcie procesu odraczano, m.in. z powodu braku opinii neurologicznej. Dziś obrona wniosła o to, żeby wszyscy biegli uzupełnili swe ekspertyzy. Mediom nie ujawniono, o co miałyby zostać one uzupełnione. Wiadomo, że sąd na wniosek obrony nie przystał.

Do tragicznego wypadku doszło w lutym 2008 roku. Prowadzone przez Macieja Z. ferrari rozbiło się o filar wiaduktu na warszawskim Mokotowie. Jadący z prędkością 150 km/h samochód rozpadł się i stanął w płomieniach. Jarosław Zabiega zginął na miejscu. Maciej Z. został ciężko ranny, długo był w stanie śpiączki.

Prokuratura wydała postanowienie o postawieniu zarzutów Maciejowi Z. w lipcu 2008 roku, ale przez dwa lata biegli uznawali, że Z. nie może ze względu na stan zdrowia brać udziału w jakichkolwiek czynnościach. W związku z tym śledztwo w tej sprawie zostało zawieszone. Wznowiono je dopiero w lipcu 2010 roku, kiedy biegli uznali, że stan zdrowia pozwala Maciejowi Z. na udział w przesłuchaniu.

Pod koniec września 2010 roku Maciej Z. został przesłuchany w obecności obrońcy i przedstawiono mu zarzut naruszenia zasad bezpieczeństwa ruchu przez niedostosowanie się do znaku drogowego. W miejscu wypadku obowiązywało ograniczenie prędkości do 50 km/h. Wyjaśnił, że nie pamięta okoliczności wypadku i odmówił dalszych wyjaśnień - powiedziała wówczas rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska. Akt oskarżenia prokuratura skierowała do sądu w październiku 2010 roku.

Za nieumyślnie spowodowanie wypadku, którego następstwem jest śmierć innej osoby, grozi od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.