"Ministerstwo nie mówi prawdy, a mówiąc wprost - kłamie. Te rozstrzygnięcia są już na poziomie uzgodnień z Komisją Europejską" - mówi Jerzy Polaczek, odnosząc się do umowy, na mocy której Polska ma oddać Litwinom kontrolę nad częścią polskiej przestrzeni powietrznej. Wiceszef komisji transportu dodaje, że podobnego przypadku w Europie jeszcze nie było.

Agnieszka Burzyńska: Komisja infrastruktury miała się w czwartek zająć dość kontrowersyjną ratyfikacją, ale się nie zajęła. Co wcale nie znaczy, że problem zniknął. Jedna piąta polskiej przestrzeni powietrznej pod kontrolą Litwinów - alarmują Lotnicze Związki Zawodowe. Nie przesadzają?

Jerzy Polaczek: Nie przesadzają, dlatego, że są praktykami. Mówią jedynie to, co wynika z projektu umowy ratyfikacyjnej.

A ministerstwo transportu przekonuje, że "nie ma żadnych wiążących ustaleń, decyzji w tej sprawie, umowa nie ustanawia i nie tworzy żadnego zobowiązania do delegacji służb ruchu lotniczego ani w polskiej, ani też w litewskiej przestrzeni powietrznej". To dokładny cytat. Nie wierzy pan?

Nie, dlatego, że ministerstwo nie mówi prawdy, a mówiąc wprost - kłamie. I przede wszystkim te rozstrzygnięcia są już na poziomie uzgodnień z Komisją Europejską, zapisane w tych uzgodnieniach, które wcześniej były w fazie konsultacji.

Ale mówi pan, że ministerstwo kłamie, a to już jest poważne oskarżenie. Jest pan tego pewny?

Z dokumentów oficjalnych, które mam w ręku, wynika jednoznacznie, iż te przesądzenia dotyczące delegacji części przestrzeni powietrznej są zapisane w angielskiej wersji tych dokumentów, w których posiadaniu są również związki zawodowe kontrolerów ruchu lotniczego i nie tylko. Myślę przede wszystkim, że samo ministerstwo przecież to uzgadniało. Nie ma precedensu w Europie o tyle, że nie ma przykładu tak istotnego oddania części zarządzania kontrolą powietrzną, jak te około dwadzieścia procent terytorium Polski, które ma być oddelegowane służbom litewskim.

A ministerstwo przekonuje, że to tylko usprawni ruch powietrzny, że będą z tego same korzyści. Mówi nawet o 220 milionach euro, które możemy mieć z tego w 2030 roku.

W 2030 roku to nie będzie ani pana ministra Jarmuziewicza, ani pana ministra Nowaka w parlamencie.

Ale będzie 220 milionów euro. To nie robi na panu wrażenia?

Pani redaktor, nie ma żadnego studium precyzyjnie określającego skutki ekonomiczne, jako tej wartości dodanej do tego projektu, tylko to są szacunki. I w stosunku do tych szacunków istotne wątpliwości miała Komisja Europejska w ciągu ostatniego roku.

Czyli co, zrobiliśmy prezent Litwinom?

Po prostu nikt przed nami nie oddał tak znaczącej części przestrzeni powietrznej w zarządzanie kontrolą ruchu powietrznego innemu państwu. Skutki tego będziemy ćwiczyć w praktyce. Oby nie odbiło się to jakimś tragicznym zdarzeniem, po prostu dmuchamy na zimne. To jest rola opozycji - kontrolować rząd, dmuchać na zimne i wskazywać również na takie niebezpieczeństwa, które są w tym przypadku bezprecedensowe i skandaliczne.

Jeszcze na koniec fotoradary. W czwartek dowiedzieliśmy się, że wbrew deklaracjom Sławomira Nowaka połowa pieniędzy z fotoradarów trafi do ITD, czyli nie na budowy dróg, a na montowanie nowych fotoradarów. Zaskoczony?

To jest - można powiedzieć - odwrotność tego, co wielokrotnie mówił pan minister Nowak, wypowiadając się na konferencjach publicznych, i nawet - z tego, co pamiętam - pisząc o tym na Twitterze 23 stycznia bieżącego roku, że uzgodnił z ministrem finansów, iż całość środków z mandatów karnych ma wpływać na konto Krajowego Funduszu Drogowego i finansować budowę dróg. Jeśli się porówna te deklaracje z tym, co jest zapisane w tekście ustawy, to ja gratuluję prawdomówności. To jest mniej więcej tak, jak tłumaczenie pana ministra przy okazji komentarzy zegarkowych. Pan minister Nowak widocznie pożyczył sobie tę myśl na tydzień, a teraz wrócił do rzeczywistości.

(bs)