Ponad 500 razy interweniowali w tym roku górscy ratownicy w Beskidach. Głównie pomagają rannym narciarzom. W porównaniu z ubiegłym rokiem akcji jest mniej. Wówczas interwencji było ponad 600.

Mniej akcji wcale nie oznacza, że jest bezpieczniej. Zima jest łagodniejsza, jest mniej narciarzy na stokach i dlatego, zdaniem szefa beskidzkich ratowników, na razie - bo przecież ferie jeszcze trwają - interwencji było mniej.

Wczoraj w Zwardoniu ratownicy musieli zwozić ze szczytu niedoświadczoną narciarkę, która co prawda wjechała wyciągiem na górę, ale zjechać już nie potrafiła. Niestety, ostatnie dni to aż dwa śmiertelne wypadki w Beskidach.

W Szczyrku, na bardzo trudnej trasie - Bieńkuli zginął doświadczony, ale najprawdopodobniej jadący za szybko narciarz. Z kolei w Ustroniu, na Czantorii, zginął 17-latek.On z kolei jechał bez kasku.