Przyczyną katastrofy Jaka-12, który rozbił się w Nowym Targu była prawdopodobnie awaria steru wysokości. Tak uważa brat pilota, który zginął w tym wypadku. Do tragedii doszło, gdy samolot wracał na lotnisko po holowaniu szybowca.

Tragicznie zmarły pilot był jednym z najbardziej doświadczonych lotników nowotarskiego aeroklubu. Chciał zrobić obrót, położyć jak najwcześniej skrzydło na ziemi. Uderzenie było duże. Gdyby się nie zapalił, to by żył. Może byłby ranny. Ale jak już się zapalił - koniec, nie było szans - wyjaśnia brat zmarłego, który sam jest doświadczonym lotnikiem.

Na razie nie są znane żadne okoliczności zdarzenia. Przyczyny, podobnie jak w dwóch poprzednich przypadkach w Małopolsce, będzie starała się wyjaśnić komisja badająca wypadki lotnicze.

W lipcu br. w tym samym Aeroklubie doszło do wypadku szybowca typu "Puchacz", w którym zginęli 64-letni instruktor i 18-letni uczeń. Mężczyźni ćwiczyli awaryjne lądowanie. Szybowiec, który został wyciągnięty przez samolot na wysokość 130-150 metrów, po wyczepieniu z liny miał lądować z wiatrem. Tymczasem z nieustalonych przyczyn wpadł w korkociąg i spadł na ziemię nieopodal lotniska. Instruktor i kursant zostali uwięzieni w kabinie, z której wydobyli ich strażacy. Pomimo reanimacji nie udało się ich uratować.

Wielozadaniowe samoloty Jak-12 produkowano w ZSRR od 1947 r. Ostatnią jego wersję opracowano w 1957 roku. Maszyny były wytwarzane także na licencji w Polsce i używane w lotnictwie wojskowym oraz cywilnym.