Dwaj nowi wicepremierzy, dwa nowe ministerstwa, nowi urzędnicy, samochody, komórki... Kosztów tej pączkującej administracji jeszcze nikt dokładnie nie przeliczył - na pewno nie będą to małe wydatki, bo samo utrzymanie stanowiska wicepremiera kosztuje około 100 tys. zł rocznie.

I choć na pierwszy rzut oka widać, że nowi wicepremierzy muszą kosztować, to Kazimierz Marcinkiewicz nie traci rezonu i publicznie twierdzi, że rozmnożenie resortów... przyniesie oszczędności. Osoby prowadzące własne interesy na takie deklaracje premiera uśmiechają się z pobłażaniem. Wprowadzenie czegoś nowego zawsze kosztuje, nie ma innej możliwości – uważa Henryk Orfinger, szef firmy kosmetycznej. Wszak dziesiątkom nowych urzędników, trzeba zapłacić pensje, kupić nowe samochody, telefony. I nie da się od tego uciec.

W normalnej firmie zwiększenie zatrudnienia, choć drogie, może się jednak opłacić. Ale pod jednym warunkiem - właściciel ma jakąś wizję. Muszę widzieć cel - mówi Orfinger. Celem może być rozbudowa administracji bez efektów finansowych i wówczas także jest to cel. Tyle tylko – dodaje – że jak prowadzi się firmę, nie można sobie na to pozwolić. Chyba że właścicielem jest polityk, a pieniądze nie są jego, a podatników.