Nowi członkowie Unii Europejskiej, w tym Polska, muszą początkowo mieć prawo desygnowania unijnego komisarza bez względu na wynik obecnej debaty nad reformą Komisji Europejskiej, organu wykonawczego UE.
To jedno z nielicznych konkretnych ustaleń ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej, którzy spotkali się w niedzielę wieczorem w Brukseli, aby przedyskutować stan debaty nad reformą unijnych instytucji i mechanizmów decyzyjnych. Większość rządów UE jest zgodna, że prędzej czy później trzeba będzie wprowadzić pułap liczby komisarzy. W miarę przyjmowania
nowych państw członkowskich nie uzgodniony jeszcze próg zostanie osiągnięty i trzeba będzie wprowadzić system rotacji. Wtedy część państw będzie traciła na jedną kadencję prawo do desygnowania „swojego człowieka” do kolegium komisarzy. Będzie to system rotacji, w którym wszystkie kraje bez względu na wielkość powinny mieć takie same prawa. Ministrowie zgodzili się jednak, że wchodząc do Unii każdy nowy członek musi mieć prawo wysłać do Brukseli „swojego” komisarza przynajmniej na jedną kadencję, nawet jeśli formalnie członkowie Komisji nie są przedstawicielami swoich krajów, lecz mają działać w interesie (europejskiego) ogółu. Nadal nie wiadomo, kiedy i w jaki sposób Komisja zostanie
„odchudzona”. Zapewne najpierw, począwszy od następnej kadencji 2005-2010, będzie to polegało na odebraniu dużym państwom prawa do desygnowania po dwóch komisarzy (obecnie prawo to mają Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy i Hiszpania). Nie doszło też do żadnych rozstrzygnięć w sprawie podziału liczby głosów w unijnej Radzie ministrów. Francja zebrała dotychczasowe rozważania w formie trzech dominujących, choć nie jedynych, modeli. Wszystkie przewidują zmianę obecnego systemu, ale w różnym stopniu promują duże kraje (m.in. za rezygnację z drugiego komisarza).We wszystkich trzech modelach Polska ma tę samą liczbę głosów co Hiszpania - nieco mniej niż Francja, Wielka Brytania i Włochy. W jednym wariancie Niemcy mają więcej głosów niż pozostałe duże państwa członkowskie.
00:25
